„Od tego numeru Gamblera „czapeczka” nakładu kontrolowanego znajduje się i w naszej stopce. Jako pierwsze pismo w branży gier komputerowych wprowadzamy tę innowację […]” – pisał Alex we wstępniaku do Gamblera nr 5/1997 (42). Tym samym pismo dołączyło do rodziny tytułów nadzorowanych przez Związek Kontroli Dystrybucji Prasy (ZKDP). Naczelny „miesięcznika elektronicznych szulerów” dumnie obwieścił światu dobrą nowinę, bo niewiele pism w owym czasie „czapeczkę” (czyli logo ZKDP) w stopce miało. Obnażać się? Udostępniać nakład, wyniki sprzedaży i poziom zwrotów? Pozwalać na to by to ktoś kontrolował? Ciężka sprawa. No chyba że się nie oszukuje, komercyjnie stoi mocno na nogach i ma się czym pochwalić. A Gambler jeszcze wtedy miał.
Za PRL zwyczajem było podawanie w stopce czasopism nakładu. Wśród popularnych magazynów technicznych, jak Młody Technik, InforMik, Horyzonty Techniki, Bajtek czy Komputer normą był nakład rzędu 100-200 tys. egzemplarzy, a czasem i więcej. Nie obawiano się jakichś gigantycznych zwrotów, bo prawie wszystko schodziło na pniu. To człowiek jeździł za gazetą, a nie gazeta szukała człowieka. Nakład tak naprawdę uzależniony był nie tyle od popularności pisma, co dostępności papieru. Przekonał się o tym boleśnie wspomniany Komputer, który w ostatnim roku działalności z powodu braku papieru z miesięcznika stał się… półrocznikiem! I padł.
W latach 90-tych sytuacja uległa zmianie. Pisma przeszły w prywatne ręce, pojawiły się nowe tytuły. Rynek nadal był chłonny, ale nastał kapitalizm i trzeba było myśleć o budżetach, kosztach, marketingu itd. Większość pism komputerowych i o grach nadal podawała nakład w stopkach (Bajtek, Top Secret, Secret Service, Gambler), lecz to już nie wystarczało. Pojawili się reklamodawcy: sklepy, dystrybutorzy programów i gier czy producenci sprzętu, których trzeba było przyciągnąć. Potrzebna były szczegółowa, zweryfikowana informacja. Jaki jest prawdziwy nakład, realna sprzedaż, procent zwrotów? Odpowiedzi na te pytania można było uzyskać dzięki powstałemu w 1994 roku Związkowi Kontroli Dystrybucji Prasy, do którego wystarczyło przystąpić i… voila! Instytucja rozkręcała się powoli, ale po roku 2000 wszystkie najważniejsze pisma growe (a szczególnie „korporacyjne”: Click!, CD-Action, Komputer Świat GRY, Play) posiadały „czapeczkę”.
Nie wszyscy byli zwolennikami ZKDP. Część, jak pisma konsolowe (NEO Plus, PSX Extreme) wydawane przez małe firmy (należące do redaktorów) i nie mające większej konkurencji, nie czuła potrzeby monitorowania. Inni, zazwyczaj mniejsi gracze rynkowi, nie chcieli z różnych powodów się odsłaniać lub ponosić dodatkowych kosztów (za usługi ZKDP się płaciło). Zdarzali się nawet tacy, którzy usiłowali tłumaczyć się z braku „czapeczki” w sposób iście kuriozalny. Jeden z naczelnych sugerował, że ZKDP to miejsce na przekręty, bo pisma sztucznie zawyżają nakłady, by przyciągnąć reklamodawców, a to wcale nie jest miarą ich popularności czy wartości. Takie tam trele morele. Dziwne, że sam się nie wydrukował w milionie egzemplarzy, żeby przyciągnąć reklamodawców.
Związek Kontroli Dystrybucji Prasy działał do końca 2019 roku. Jego raporty są dziś cennym źródłem informacji dla fanów badających losy ulubionych magazynów. I choć jego następca – Polskie Badania Czytelnictwa (PBC) – kontynuuje misję poprzednika, żadne pismo growe nie udziela dziś informacji o nakładzie i sprzedaży.
Tym miłym akcentem kończę i życzę Wszystkim Wesołych Świąt!!!
Ja też pamiętam tą sytuację, że jakiś redaktor naczelny próbował się tłumaczyć, dlaczego nie mają czapeczki. Pluł jadem i obrzydzał, tylko nie pamiętam gdzie. Chyba w Grach Komputerowych albo Świecie Gier Komputerowych.
Teraz kaloryfery grzeją, aż miło! Słyszałem, że we wszystkich salach wykładowych był z nimi problem, ale wczoraj zostały odpowietrzone i dzięki temu nasze kolejne wspólne spędzanie czasu pod skrzydłami Alma Mater przebiega tym razem w ciepłej atmosferze. A gdy jesteśmy już przy owej… Dziękuję wam, że przyszliście. Dzisiejsze spotkanie jest wyjątkowe, gdyż dziś właśnie – jak wiemy – dzień jest nader wyjątkowy. Wigilia Bożego Narodzenia. Wczoraj pomyślałem sobie, że upiekę przysłowiowe dwie pieczenie na jednym ogniu. Mianowicie – zorganizuję wam kolejny wykład, taki ponadprogramowy, więc nieobecni praktycznie nic nie stracą, a dodatkowo połączę spotkanie ze wspólnym dzieleniem się opłatkiem. Jak niektórzy z was już zauważyli, rozłożyłem wszystkie na talerzyku i za chwilę poproszę was, żebyście podeszli do katedry, żeby każdy ułamał sobie kawałek i byśmy mogli wspólnie podtrzymać tę wyjątkową tradycję. W ogóle wczoraj wieczorem pół miasta obszedłem, żeby je zdobyć. Nigdzie nie mieli. Dopiero w jednym z marketów je wypatrzyłem i kupiłem kilka sztuk, a wiecie gdzie konkretnie? Otóż… przy kasie! Jakby tego było mało, spakowane dość osobliwie. Od zawsze jest tak, że oprócz zwykłych kartek świątecznych, mamy też takie z dołączonym opłatkiem. Cały problem polega więc na tym, by w jakimś markecie, w miejscu z kartkami wielotematycznymi bądź na dedykowanym standzie, wśród owych świątecznych znaleźć właśnie taką z oczekiwanym dodatkiem. Jak już wspomniałem – szukania było co niemiara, aż wreszcie, porzuciwszy wszelką nadzieję, co ujrzałem? Otóż… w tym wydaniu było aż kilka opłatków, dwa duże i dwa małe, ale za to… uwaga… bez kartki świątecznej! O tempora, o mores! Jedynie na foliowym opakowaniu nadrukowany jest wizerunek Józefa, Maryi i Dzieciątka, a nad nim napis „Gloria in excelsis Deo”. Czyli – chwała na wysokości Bogu. Podejdźcie, proszę. Witam na ósmym wykładzie.
Jeszcze w kwestii organizacyjnej… Aldona… to znaczy pani z trzeciego rzędu przyniosła specjalnie… … Ale proszę o spokój! Więc przyniosła specjalnie sprzęt grający, archaiczny, jak na dzisiejsze czasy, żeby odtwarzać świąteczne piosenki z różnych składankowych płyt. Będą krótkie przerwy na zmianę cedeka, żeby utwory leciały po kolei z listy na kartce. Ponad godzinę razem wybieraliśmy… … Ale prosiłem o spokój, tak?
…
Chciałbym, żebyśmy za rok – na Święta – także spotkali się tutaj i ponownie podzielili opłatkiem. Pomyśleć, że podczas poprzedniego wykładu do głowy mi nawet nie przyszło, że kolejny przeprowadzony będzie w tak ciepłej atmosferze. Bynajmniej nie o działające kaloryfery mi się rozchodzi. Ale przejdźmy do drugiego meritum spotkania. Kwestia poziomu nakładu. Jakże istotna, owszem. Skupmy się jednak na składowej owego, czyli poziomie sprzedaży. Czytałem dłuższy czas temu, że obecnie dla reklamodawców najważniejszy jest nie ów poziom nakładu, a sprzedaży właśnie. Wszak jedynie ta druga zmienna określa do ilu konkretnie osób dotrze informacja marketingowa. Nad nią zatem się pochylmy.
Niestety wygląda na to, że ani „CD-Action”, ani też „PSX Extreme” nie czują zbytniej potrzeby dzielenia się ze światem swoimi danymi. Przy czym podkreślić należy, że w przypadku miesięcznika zdarzają się swego rodzaju uchylenia rąbka tajemnicy. Zacznijmy ogólnie… Z oficjalnych informacji wiemy, że „PSX Extreme” miał w ubiegłym roku i ma w tym mijającym właśnie – średni nakład 25.000 egzemplarzy. Nakład, ale nas interesuje sprzedaż. Powyższe podałem, żeby było tłem pozwalającym lepiej ujrzeć obraz całości. Teraz konkretnie… Swego czasu Roger pochwalił się na łamach jednego z numerów swojego drukowanego opus magnum, jak wygląda średnia sprzedaż owego. Mianowicie w przypadku przeciętnych numerów jest to kilkanaście tysięcy, a w przypadku kalendarzowych jest to już tych tysięcy dwadzieścia. Słowa te napisał bodajże około roku temu. Uważam – może mylnie, choć raczej nie – że nadal są aktualne. Zatem… 1nK – 20K / 25K. Dokładnie tę samą średnią wartość nakładu – powtarzam: nakładu, a nie sprzedaży – przypisaną na ten rok, ma konkurent miesięcznika. Teraz ciekawostka: identyczną ma już na stronie ZP – w stosownej zakładce – wpisaną na rok przyszły!
Lecimy dalej. Średni poziom sprzedaży dotyczy tytułów prasowych – co jest oczywiste – o cyklicznym trybie wychodzenia. W naszym przypadku miesięcznika oraz kwartalnika. Ale są też wydania specjalne zarówno tego pierwszego, jak i drugiego. Jak się ma sprawa z tymi ze stajni Łapusza? Bazując na słowach Rogera zamieszczonych na forumku, wiemy, że „PSX Extreme” #0 rozszedł się w przedsprzedaży w ilości niecałych 9000 egzemplarzy. Kolejny tytuł, „Pegasus Extreme”, w przedsprzedaży zdobył serca ponad 3000 fanów. Późniejszy „Saturn Extreme” zainteresował w przedsprzedaży około 1800 osób. Tutaj potrzebne było proste obliczenie na podstawie forumkowych słów Rogera: „Numer Zerowy (…) (sprzedał się jakieś 5 x lepiej niż Saturn)”. Natomiast najnowszy tytuł spod skrzydeł owego, czyli „PS2 Extreme”… tutaj potrzebne było żmudne liczenie paczek pokazanych na zdjęciach opublikowanych na FB miesięcznika. O ile w miarę dobrze je policzyłem, wyszło ponad 3000 sztuk. Zamówionych. By te jeszcze nie sprzedane zaoferować do normalnej sprzedaży. Tylko czy na zdjęciach ujęte zostały wszystkie paczuszki? Tak oto mamy swoiste podsumowanie średniego poziomu sprzedaży „PSX Extreme” oraz wyników z przedsprzedaży jego wydań specjalnych. Właśnie… a co z reprintem numeru pierwszego?
Teraz skupmy się na średnim poziomie sprzedaży „CD-Action” oraz jego wydań specjalnych, czyli „Retro”. Nie wiemy absolutnie nic i na tym kończymy dzisiejszy wykład. … Ale miał być spokój! Jakiś czas temu mogliśmy przeczytać na stronie kwartalnika, pod artykułem o „Retro” #5, słowa Smugglera…
„Nakład CDA znam. Ten pierwszy, ten najwyzszy, i te obecne. Winter is coming, jasne.”
Oraz…
„Print – szczególnie w tym segmencie – odchodzi do historii i żaden charyzmatyczny autor tego nie zmieni (…) Ale trwamy na posterunku, póki sił starczy. W takim składzie jakim jesteśmy. Walczymy. Nie poddajemy się.
Doceń to.”
A także…
„Zamiast narzekać, że było a nie ma, ciesz się tym, co jest, bo tego też pewnie za jakiś czas nie będzie, niezależnie od tego jak będziesz narzekał.”
Można by pomyśleć, że ciemne chmury napływają nad kwartalnik. Na szczęście rozwiewają je słowa Smugglera w „Action Redaction” najnowszego numeru…
„(…) jesteśmy jednym z dwóch wychodzących wciąż papierowych pism o grach (Retro traktuję jako wydanie specjalne CDA). Oba mają ponad 25 lat… i liczę na to, że oba będą świętować 30. urodziny.”
Warto ułożyć ten wycinek w jednej linii obok podobnego, z krótkiego felietonu zamieszczonego w trzysetnym wydaniu „PSX Extreme”…
„A potem udać się na wspólną imprezę z okazji 350 numerów obu czasopism (a przy okazji 30-lecie PE).”
I na tym oprzeć ocenę aktualnej sytuacji prasy growej. Owszem, od trzysetnego numeru minęło już trochę czasu, ale jak już poprzednio wspomniałem – słowa Rogera o średnim poziomie sprzedaży miesięcznika uważam za cały czas aktualne i jednocześnie dobrze rokujące na przyszłość. Reasumując… Nakład jest oczywiście istotny, ale najważniejsza jest sprzedaż. Ta natomiast zależy od nas wszystkich.
Gra świąteczna muzyczka, ale życzeń świątecznych podczas wykładu składać nie będę, gdyż już rano wysłałem je wam w archaiczny sposób, czyli za pomocą SMSów. A gdy jesteśmy już przy nich… Jak redakcje magazynów growych odniosły się do obchodzenia Bożego Narodzenia w kwestii fejsbukowych życzeń dla czytelników swych magazynów? Która już jest w ogóle? Prawie druga. Nie zatrzymuję was dłużej, jeszcze tylko trzy pytania na koniec spotkania… Czy na FB „CD-Action” przeczytamy życzenia? Czy na FB „PSX Extreme” przeczytamy życzenia ? Czy na FB „Pixela” przeczytamy życzenia? Sprawdźcie sami. Koniec wykładu.
Nie opowiadam się po stronie „CD-Action”, nie opowiadam się też po stronie „PSX Extreme”. Nie faworyzuję żadnego z pozostających na rynku magazynów growych. Staram się oceniać sytuację obiektywnie. Staram się.
Jak już wspomniałem gdzieś poprzednio… Smuggler skomentował jeden z moich wykładów. Ogarniacie to? Smuggler! Skomentował mój wykład! Ale jazda, nie? Co prawda wyrosłem już (i otaczająca mnie rzeczywistość tym bardziej wyrosła mnie) z beztroskiego czytania „CD-Action”, a konkretnie smugglerowskich docinek w „Action Redaction” podczas lekcji, wcinając wnętrza solonych łupin słonecznika. Tak było, stare dobre czasy szkoły średniej i grania na informatyce w demko Dooma po spiętych kompach. Niech wrócą te czasy, nooo! Niech wrócą. Wiem. Zdaję sobie z tego sprawę doskonale, że owe nie powrócą już nigdy. No trudno. Trzeba jechać dalej.
Więc tak… Avok także okrasił swoim tekstem inny mój wykład czy inne, nie pamiętam już, a szczerze mówiąc, to nie chce mi się tego teraz sprawdzać, wiadomka. Tak więc elita istna odniosła się do zapisu spotkań mych ze studentami. Oprócz owej, która nie tyle, że dostrzegła me wysiłki, co postanowiła dodać do nich coś swojego, zdarzały się feedbacki poszczególnych czytelników naszego serwisu. Spoksik. Haters gonna hate – jak to mówią. Ajdągiwa… Nie dokończę. Się wyrażać muszę stosownie, wszak wykładowcy nie wypada inaczej.
Dobra, sitrep na ejsap! Ale offtopem jadę, niczym sportową bryką na pełnej [wulgaryzm] po międzystanowej, cisnąc „X” na padzie i czując, jak aktywowane właśnie nitro wgniata mnie we fotel. Siódmą kropkę na dziesięć zaliczam właśnie na mapie USA w „Need For Speed The Run”, przemierzając odkryty przez Kolumba kraj z lewej do prawej, na pleju trójce, w grze kupionej jedenaście lat temu, teraz dopiero kontynuowanej od trzeciej kropki. Chcę ją przejść, żeby wydany na nią hajs nie poszedł się [wulgaryzm]. Nevermind. Widzę już oczami wyobraźni, jak się czerwone diody na panelu Avoka rozjarzają, że z tematu artykułu zbaczam. Zaraz się wkurzy. Ale cicho, może nie zauważy. Zatem sitrep. Aktualka tego, co tam słychać w cyberprzestrzeni. To znaczy… Jak redakcje magazynów growych odniosły się do obchodzenia Bożego Narodzenia w kwestii fejsbukowych życzeń dla czytelników swych magazynów? Zapytałem słuchaczy mych podczas wykładu, o godzinie trzynastej minut pięćdziesiąt. W ogóle źle zakończyłem wykład, oschle jakoś tak, a przecież święta są. Nie wiem czemu. Może z rozgoryczenia jakiegoś, powodowanego omawianą ponownie kwestią? No ale dobra. Za kwadrans minie północ. Wbijamy na FB „CD-Action”. O 12:05 wrzucili życzenia świąteczne. Prawie dwie godziny przed moim wykładem. Szacun, spikain, że dowiozłeś. Czasem przysłowiowe psy są wieszane na kwartalniku, że to, że tamto albo też siamto. Ale gdy przychodzi co do czego i gdy random jakiś z internetów, wykładowca samozwańczy oczekuje, że życzenia złożą z okazji Bożego Narodzenia, to okazuje się, że… dowożą. Że najzwyczajniej w świecie… dowożą. Dobra, teraz wbijamy na FB „PSX Extreme”. I co? I nic. Ostatni wpis z 19 grudnia o prenumeracie. No to wbijamy na FB „Pixela”. I co? I nic. Ostatni wpis z 12 grudnia o komiksie. Jak już wspomniałem przed chwilą… czasem przysłowiowe psy są wieszane na kwartalniku. Czy słusznie, czy też nie? Nie mnie oceniać. Ale mnie oceniać jest, że życzenia złożyli we Wigilię dwadzieścia dwadzieścia trzy. Nam. Czytelnikom prasy growej, która na przekór czasom, wyrażanym poprzez rok dwadzieścia dwadzieścia trzy, nadal dostarcza czytelnikom szeregu drukowanych recenzji gier i drukowanego opisywania choćby (dajmy na to, przerysowując) genezy kabla łączącego drukarkę z jednostką centralną. Albo o husarii, łukach czy twierdzach pisząc. Się rozpisałem też.
Teraz tak… sprawdziłem całość i pytanie brzmi – kliknąć czerwonego przyciska czy dać ctrl+A, DEL i zamknąć stronę? Co mówicie? Co doradzacie? A [wulgaryzm] tam, wyślę. Nie po to spłodziłem cały ten offtop, żeby go teraz usunąć. Dobrze mówię, nie? Czerwoniaste [Opublikuj komentarz]. Klik.