Strona główna » Newsy » Kartka z kalendarza – Resety z lat 1998 i 2001

Kartka z kalendarza – Resety z lat 1998 i 2001


Opublikowano: 07/11/2023 | Autor: Avok

Dwa numery czasopisma Reset z lat 1998 i 2001 trafiły do zbiorów Zapachu Papieru. Niewielu pamięta, co się 25 lat temu wyprawiało z „magazynem cyber niekulturalnym”, więc, kartkując strony, przypomnijmy sobie razem.

Hammer

Najpierw powspominajmy Reset nr 20 z 12/1998. Ukazał się on rok po odejściu (po części zwolnieniu) współtwórców pisma: Jacka [Usera Jamy] Marczewskiego (rednacza) i Piotra [Micza] Mańkowskiego (z-cy rednacza). Usera Jamę na stanowisku naczelnego zastąpili najpierw Emil [Emilus] Leszczyński, potem Marek [Hammer] Konderski. I to ten ostatni w bieżącym numerze dowodził. Co my tu mamy: nakład 70 tys. egz. (choć sprzedaż „tylko” 40 tys.), 116 stron, cena 4 złote (wersja bez CD). Ukazywała się też za 9 zł edycja z CD, ale bez „pełniaków”, za to z demami, driverami, patchami, filmami, twórczością fanów i stroną internetową w wersji offline. Mimo iż pismo było pecetowe, Hammer dogadał się z chłopakami z NEO Plus (Gulashem, Grabarzem) i redagowali u niego rubrykę konsolową. Oczywiście największą ozdoba pisma były słynne „Odloty”, sięgające 25 stron, czyli publicystyka okołogrowa redagowana w dużej mierze przez czytelników.

DeStroyer

To skoczmy teraz do przodu o 29 numerów. Jesteśmy przy Resecie nr 49 z 5/2001, z nowym naczelnym – Jacku [DeStroyerze] Grabowskim, który zastąpił w niezbyt miłych okolicznościach Marka Konderskiego (możecie o tym przeczytać w wywiadzie z Hammerem). Sytuacja była wtedy niewesoła, sprzedaż pisma leciała na łeb na szyję (ok. 28 tys. egz.), a nowa miotła ma ten tonący okręt uratować. Jedną z pierwszych decyzji DeStroyera było wyrzucenie z Resetu „Odlotów”, ale po fali krytyki (dziś byśmy powiedzieli: hejtu) kultowy dział powrócił. Trzeba mu jednak przyznać, że robił co mógł: unowocześnił szatę graficzną, dorzucił garść nowych rubryk, zupgrade’ował cover dyski o pełne wersje (w nr 49 „pełniakiem” był Gabriel Knight). Niestety, na darmo. Spodziewane odbicie od dna nie nastąpiło. Dwa miesiące później było już po Resecie.

Przerzucam z rozrzewnieniem kolejne kartki. Przypominam sobie opisywane na łamach magazynu ówczesne hity, jak Trespasser, Fallout 2, Commandos czy Black & White. Cały czas też zachodzę w głowę, co tak naprawdę położyło Reseta. Miał świetny skład (PooH, Krooger, Mamut, Dixie, RooS, Ator, Bamse i inni), własny niepodrabialny styl i wiernych czytelników. Tylko dobrej sprzedaży nie miał. Wydawca postawił ostatecznie na Super Express 😉

Reset nr 20 – 12/1998 – okładka
Reset nr 49 – 5/2001 – okładka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

7 Komentarzy

  1. Mam ten numer Reset z 1998.Jako jedyny.Już wtedy było za dużo tego typu pism na rynku,nie dziwne że upadł.
    A Destroyer powrócił do Gamblera z felitonem,w Gambler 7,8 albo 9/97.Tylko że ten tekst był zwyczajne słaby.

  2. Pamiętam Dr Destroyera jeszcze z Gamblera, pisał razem z Randallem taką obraźliwą publicystykę. Rodzice się burzyli i Alex im zakazał pisać. Reset nie był moim ulubionym pismem, wolałem Gamblera.

    1. W jubileuszowym (pięćdziesiątym) numerze „Gamblera” (styczeń 1998, redaktorem naczelnym był wtedy Aleksy Uchański), w części poświęconej temu wydarzeniu, we wspominkowym tekście „Jak się to wszystko zaczęło…” Wojciech Setlak (poprzednik Aleksego Uchańskiego, pełniący funkcję redaktora naczelnego od czerwca 1995 do października 1996) kwestię zakończenia publikowania felietonów Randalla oraz De Stroyera wyjaśnił następująco…

      „Na szczęście już po roku siły postępu w redakcji dały odpór Ciemnogrodowi i felietony jako takie zostały zlikwidowane. A mówiąc poważnie – byłem wtedy redaktorem naczelnym Gamblera i w pewnym momencie uznałem, że dosyć już czekania do najostatniejszej chwili na tekst, który MUSI się ukazać, bo to przecież felieton, forma cykliczna. Stało się tak po jednym ze słabszych, moim zdaniem, tekstów Randalla ( „Igraszki ich powszednie” ). Zapowiedziałem PP felietonistom, że ich artykuły będą się ukazywać, jeśli: a. zostaną napisane na czas i b. będą na poziomie. Randall odczytał to jako zapowiedź cenzury i się obraził, a De Stroyer zawsze był leniuszkiem… Szkoda.”

      Zatem to Wojciech Setlak (podczas swojej kadencji) podjął decyzję, której skutkiem było zaprzestanie publikowania tamtych cyklicznie ukazujących się materiałów. W styczniu 1996 ukazały się ostatnie felietony obu. Równo 2 lata później – właśnie w jubileuszowym numerze – z jednorazowym felietonem powrócił De Stroyer.

      Cytowany tekst zaczyna się na lewej stronie, na prawo od grafiki „Gambler w liczbach”.

      https://archive.org/details/gambler_magazine-1998-01/page/n37/mode/2up

      Nie mogę tylko pojąć jak to możliwe, że De Stroyer, człowiek bardzo inteligentny, z ogromną wiedzą, szerokim wachlarzem słów oraz nader lekkim piórem, pisał w taki, a nie inny sposób. To tak, jakby używać Bugatti Chiron, żeby jechać do warzywniaka po kilo ziemniaków. Oczywiście można, jednak nie sposób w takim przypadku mówić o jakimkolwiek szerszym wykorzystaniu potencjału… Szkoda.

  3. Jeżeli to był wydawca Super Expressu to nie ma się co dziwić że olał Reset. Super Express był kurą znoszącą złote jajka i sprzedawał się w kilkuset tysiącach dziennie! To był deal, nie taki Resecik. Choć szkoda, też lubiłem Odloty.

  4. Padło pytanie…

    „Cały czas też zachodzę w głowę, co tak naprawdę położyło Reseta. Miał świetny skład (PooH, Krooger, Mamut, Dixie, RooS, Ator, Bamse i inni), własny niepodrabialny styl i wiernych czytelników. Tylko dobrej sprzedaży nie miał.”

    Z początku byłem przeciwny temu, by przeprowadzić wykład w sali oznaczonej „Reset”, gdyż zwykłem (i wy zapewne też) przeprowadzać je w tej oznaczonej „PSX Extreme”. Jednak wasze namowy sprawiły, że skłonny jestem – w drodze wyjątku – ustąpić. Przy czym zwłaszcza dwie osoby przekonały mnie ostatecznie. Mianowicie pierwsza – chwyciło mnie za serce stwierdzenie pani z trzeciego rzędu, cytuję… „to pytanie zawinęło mi mózg na supełek”. Słucham? Za serce chwyciło mnie pytanie, a nie pani z trzeciego rzędu. Znowu zaczynacie? … No dobrze już. Druga – zaintrygowało mnie stwierdzenie pana z ostatniego rzędu, cytuję… „banalne”. Zatem co tak naprawdę położyło „Reseta”? Witam na szóstym (ponadprogramowym) spotkaniu.

    Uważam, że „Reseta” położył dokładnie ten sam czynnik, który w różnych punktach linii czasu uczynił to z pozostałymi magazynami growymi (pomijając „Bajtka” oczywiście, tam powód był inny). Mianowicie malejący poziom sprzedaży i – co za tym idzie – w perspektywie nie tyle długo, co krótkoterminowej… przewidywany brak rentowności danego tytułu. Z kolei czym ów był powodowany? Po prostu mnogością konkurencyjnych magazynów i w efekcie – wyborem dokonywanym przez czytelników. Coraz bardziej rozpowszechniający się internet także odegrał sporą rolę, jednak skupmy się na samych magazynach growych.

    Wyobraźmy sobie trochę naciąganą sytuację, że jest 100 osób chcących czytać o grach i 1 magazyn growy „A” o nakładzie 110 egzemplarzy. Zeszły niemal wszystkie. Teraz ponownie wyobraźmy sobie 100 osób, ale aż 5 magazynów growych o nakładzie: „A” (70), „B” (50), „C” (40), „D” (35) i „E” (20). 40 osób kupiło „A”, 25 osób kupiło „B”, 20 osób kupiło „C”, 10 osób kupiło „D” i 5 osób kupiło „E”.

    Dla „A” poziom sprzedaży – 40/70 egzemplarzy jest akceptowalny. Dla „B” – 25/50 także. Dla „C” – 20/40 – oczywiście też. Ale dla „D” – 10/35 już nie. Oraz dla „E” – 5/20 tym bardziej nie. W kolejnym miesiącu – nawet przy niższych nakładach – wyjdą wartości proporcjonalne (albo i mniej). W jeszcze kolejnym tak samo. Zatem „D” i „E” będą musiały zostać zamknięte, by nie zacząć przynosić strat. Owszem, któryś miesiąc może być gorszy, gdyż następne będą lepsze. Ostatecznie jednak wszystko „musi się spinać”.

    Co prawda, byli tacy czytelnicy, którzy kupowali co miesiąc kilka tytułów, jednak nie wszyscy mogli sobie finansowo na taki „luksus” pozwolić (mowa zarówno o rodzicach dających swoim pociechom kieszonkowe, jak i dorosłych czytelnikach kupujących prasę grową za swoje ciężko zarobione pieniądze). Zatem dysponując jedynie określonymi kwotami na tego typu przyjemność – czytelnicy nabywali te tytuły, które ich zdaniem najbardziej się opłacały. Z jednej strony (czytelników) była to oczywista oczywistość. Z drugiej natomiast (wydawców) powodowało to zaistnienie swoistego prawa dżungli. Skutkującego tym, że przetrwały jedynie te jednostki, które potrafiły dostosować się do zmieniających się warunków. „Reset” nie dał rady. „CD-Action” oraz „PSX Extreme” dają radę cały czas. So runs the world away – cytując Hamleta. Słucham? Ano banalne, tak jak pan to ujął przed wykładem. Mam jednak wrażenie niemal graniczące z pewnością, że autor pytania omawianego podczas dzisiejszego spotkania wie doskonale to wszystko o czym dzisiaj wyłożyłem. Przy czym pytanie zadał, szukając jakiejś innej odpowiedzi. Nie znanej jemu i tym bardziej mi. Słucham? Ta właśnie kwestia zawinęła pani mózg na supełek. Teraz rozumiem, bo z początku myślałem, że pytanie samo w sobie to uczyniło.

    Wracając do omawianego tematu… Sporządziłem na szybko małą planszę z danymi, o których mówiłem podczas mojego poprzedniego (piątego) wykładu. Dlaczego znowu plansza? Wyjaśnię pod koniec.

    CD-Action (338)
    PSX Extreme (314)
    Gry Komputerowe (140)
    Click! (133)
    Świat Gier Komputerowych (131)
    CyberMycha (103)
    Secret Service (97)
    Pixel (84)
    Gambler (73)
    Top Secret (59)
    Reset (51)

    Oczywiście na planszy nie są uwzględnione wszystkie magazyny growe, które przewinęły się przez kioskowe półki. Widzimy jednak na niej, że „Reset” znajduje się u dołu listy. Szkoda. Jakiś czas temu przejrzałem dosłownie wszystkie jego numery. Od pierwszego do pięćdziesiątego pierwszego. Podczas trzeciego wykładu pochyliłem się nad wstępniakiem z jego ostatniej edycji. Zachęcam do zapoznania się z jego treścią. To znaczy z treścią owego wykładu, a nie wstępniaka. Chociaż jego przy okazji też.

    To by było na tyle, jeśli chodzi o dzisiejsze – szóste już – spotkanie. Następne odbędzie się po 23 albo 30 listopada, gdyż wtedy właśnie przypadną czwartki, w które z reguły wydawane są kolejne numery miesięcznika. W ogóle na początku grudnia mają tu zamontować interaktywną tablicę, którą będzie można podłączyć do laptopa. No cóż… Skończy się okres kredy… i gąbki. I moich plansz. Tak jak kiedyś „Resetu”, a teraz właśnie mojego wykładu.

    1. Owszem, opisałem przyczynę, ale ogólnikowo. Oczywistym teraz się staje, że Avok nie o taką odpowiedź zachodzi w głowę. Przeczytałem przed chwilą (drugi raz, gdyż pierwszy zaraz po jego opublikowaniu tutaj) wywiad z Hammerem. Stwierdza on w nim…

      „A to, że Reset nie przetrwał nie jest winą „Odlotów”, tylko bardzo wielu błędów jakie zostały popełnione. No, ale teraz łatwo mi to mówić, bo wiem na temat prasy nieporównywalnie więcej niż wówczas.”

      A tak coś przeczuwałem, że Avokowi może chodzić o coś innego. Ale jakich błędów? Próbuję teraz znaleźć odpowiedź. Mogli dawać wcześniej pełne wersje gier na płytach i przede wszystkim wydawać po prostu jedną edycję magazynu zawierającą „Cybertalerzyk’, a nie dwie do wyboru – z płytą lub bez. Myślę, że specyficzny layout działał jedynie na plus, w nim nie dopatrywałbym się nawet najmniejszej z przyczyn upadku magazynu. Tematykę niezwiązaną z grami także oceniam pozytywnie. Częsta rotacja na fotelu redaktora naczelnego? Content magazynu i jego ogólny look uważam za dużo istotniejsze. Koniec końców i tak sprowadziło się to wszystko do tego, co opisałem w szóstym wykładzie powyżej. Mózg mi się na supełek zaczyna zawijać. Dokładnie tak samo jak u tamtej fikcyjnej pani z trzeciego rzędu sali wykładowej.

    2. Można dywagować, ale moim zdaniem formuła takich pism jak Reset, Gambler, SS czy ŚGK zaczęła się powoli wyczerpywać (pisma „kultowe”, mające swoich fanów/społeczność), stąd zaczęły upadać (co ciekawe – w prawie tym samym czasie). Na rynku pojawiły się nowe magazyny, bardziej casualowe magazyny (Click!, Play, KŚG), stawiające na atrakcyjny wygląd, krótszą informację i masę popierdółek (Click!, Play) albo mające pomysł na siebie (KŚG i jego „poradnikowy” charakter). CD-Action natomiast wyewoluował w 200-stronicowe pismo premium, drukowane na kredowym papierze, ze świetnymi „pełniakami”. Reszta nie miała nowych pomysłów na siebie. Należy także pamiętać, że sprzedaż na poziomie 30 tys. w tamtych czasach uważana była za porażkę.