Jak hartuje się stal
Tekst ten powstał po wielu nieśmiałych zapytaniach z Waszej strony o nasze ukochane dziecko.
Top Secret został wymyślony w czasach, gdy Bajtek był jeszcze chłopcem do bicia na posyłki. Raz na długi czas ukazywały się numery specjalne i właśnie przy tworzeniu numeru specjalnego o grach (a był to rok 1988) myśleliśmy, czy nie założyć pisma specjalnie dla graczy. Niestety, warunki nie były sprzyjające. Dlaczego?

Spytajcie się swoich rodziców. Jeśli na dodatek któreś z nich będzie dziennikarzem, to na pewno wszystko Wam wyjaśni.

Teraz możemy już zdradzić tę słodką tajemnicę, że Top Secret miał nazywać się WATCH! (skrót od WE ARE THE CHAMPIONS). Ale potem, nie wiadomo dlaczego, zdecydowaliśmy się na TOP SECRET.

Pegaz przez pół roku przesiadywał nocami wymyślając kształt tytułu. Zarysował tony kalki technicznej i na końcu odkrył Amerykę: najładniejsze jest najprostsze.

Gdy RSW zrobiło BUM! a „Bajtek” został samodzielną firmą, od początku było wiadome, że wystartować trzeba z całej linii. Wojtek Zientara wiele razy mówił o swym pomyśle wydawania pisma o komputerach Atari. Wszystko złożone do kupy dało triumwirat Bajtek – Moje Atari – Top Secret.
Ponieważ Bajtek istniał i ukazywał się regularnie od 1985 roku, zaś dwa pozostałe pisma były nowe, zdecydowaliśmy się na formułę dwumiesięczników.
Jasne było, że nie jest to najdogodniejsza forma, gdyż przez dwa miesiące czytelnik może zapomnieć o swym piśmie i przegapić je w kiosku. Nie byliśmy jednak w stanie zapewnić cyklu miesięcznego.

Ruszyliśmy od września 1990 roku i wydaje się, że z sukcesem. Odzew na pierwsze numery był ogromny i Top Secret zaistniał.
Do dziś przychodzą do redakcji tłumy ludzi, pytając o TS 1. My nie mamy już ani grama. Był czas, gdy kioski były pełne. Trzeba było wtedy kupować, a wiemy, że zwroty pierwszego numeru były spore.
A każdy Top Secret to kilkanaście nieprzespanych nocy, sterty papierów oraz kilogramy potu i krwi. Chcemy opowiedzieć w skrócie, jak hartuje się ta najtwardsza stal, jak powstaje Top Secret.
Na początku jest pomysł. Każda myśl może być obleczona w ciało, każda gra obstrzelana ze wszystkich stron.
Śledząc na bieżąco to, co dzieje się „w temacie gier” dobieramy tytuły i sposób prezentacji.
Naczelny rozdaje robotę – rozpracowywanie gier. Potem godziny klepania w klawiatury i męczenia joysticków, przekopywania się przez stosy anglojęzycznych pisemek i tak powstają kolejne teksty. Całkiem spore grono współpracowników rozpracowuje gry – adventurówki, symulatory, labiryntówki, sierry itp. Potem dobieramy ilustracje, rozpisujemy klawisze sterujące, kody itp.
Do ciekawszych tematycznie gier eksperci dopisują techniczne opisy sprzętu – samolotów, statków, czołgów oraz rysują rysunki. Mapy szkicowane podczas gry są przerysowywane, kolorowane i uzdatniane. Wyciągane i drukowane są oryginalne fonty z tytułów. W ten sposób gromadzi się poszczególne materiały. Następuje sesja zdjęciowa – kilkadziesiąt fotografii ekranu podczas jednej nocy. Potem wszystko jest katalogowane, porządkowane i układane.

Gdy dochodzi do składania kolejnego numeru, ciągłość pracy na chwilę ustaje. Wyciągamy stosy przygotowanych modułów i głowimy się, jak rozsądnie poupychać w numerze tyle wiadomości. W końcu udaje się dopiąć te 36 stron. Następuje kosmetyka tych wybrańców. Całość, opatrzona spisem treści i słowem wstępnym wędruje do grafika – projektanta. Tam Top Secret przybiera powoli formę, którą będzie miał na końcu.
Całościowa makieta numeru jedzie do drukarni w Ciechanowie, gdzie składane są teksty, skalowane ilustracje i układany cały numer. Po drodze sprawdzamy kilka razy całość i wyłapujemy błędy (nobody is perfect).


Wreszcie dochodzi do ostatecznego momentu – finalna kontrola i rozpoczyna się druk.

Ponad sto tysięcy Top Secretów jest potem składanych, zszywanych i pakowanych w paczki. Nie mogąc się doczekać, zabieramy pierwsze pięć paczek i gnamy do redakcji. Resztę zabiera Centrala Kolportażu i rozwozi do kiosków w całym kraju. A potem… listy, telefony, robota i… kolejny Top Secret.


Tak wyglądałby proces idealny. Na każdym etapie zdarzają się potknięcia, obsunięcia, kłótnie i masa innych problemów. To, co widzicie przed sobą, jest efektem finalnym i ma służyć Wam. Jak dotąd, spełniamy chyba nieźle swoją rolę.

Artykuł z pisma: Top Secret nr 6, 8-9/1991
źródła zdjęć:
TS nr 6, 8-9/1991