Na tegorocznym Pixel Heaven nabyłem wersję pudełkową polskiej gry Tony: Montezuma’s Gold, w wersji na Commodore 64. Tytuł dość mocno promowano na targach, można było w niego pograć na kilku stanowiskach. Cena powalała, uznałem jednak że rodzimych twórców trzeba wspierać i dokonałem zakupu. Jakość wydania to profeska: kolorowe tekturowe pudełko, gąbkowe wypełnienie, kartdridż z kolorowym nadrukiem, instrukcja, kartka z linkiem do wersji cyfrowej i plakat (choć ten akurat był gratis 🙂 ) Po powrocie grę włączyłem, sprawdziłem, trochu pograłem i odstawiłem na półkę. Na lepsze czasy.

Minęło kilka miesięcy. Tony zebrał bardzo pochlebne recenzje zarówno w sieci, jak i w prasie. Po dokupieniu lepszego kabla A/V i nowego joysticka do mojego „komozłoma” postanowiłem powrócić do tytułu, zagrać w większym komforcie. Po wybraniu pasującego mi trybu graficznego (wszystkie są monochromatyczne) wcieliłem się w słynnego podróżnika Tony’ego i rozpocząłem zabawę. Protoplastą bohatera miał być ponoć Tony Halik, choć mnie bardziej przypomina mix Indiany Jonesa z Pedro z Montezuma’s Revenge. Ochoczo zabrałem się za eksplorację amazońskiej dżungli, świątyń i piramid. Podróżowałem korytarzami, unikałem wystających z ziemi kolców, wody i opadających słupów, skakałem po platformach i używałem drabin. W trakcie wędrówki zbierałem skarby, butelki uleczające, maski i klucze. Te ostatnie były konieczne do otwierania przejść do dalszych zakamarków piramidy, butelki z kolei pomagały przeżyć podczas kontaktu z nieprzyjacielską siłą żywą i ożywioną – nietoperzami, wężami, robalami, indykami, czachami itd. Pomieszanie z poplątaniem.
W trakcie pierwej godziny zabawy zaliczyłem pierwszy poziom i pół drugiego, znalazłem też tajne przejście do czwartego. Niestety, na drugim etapie zacząłem trochę błądzić, brakowało mi kluczy, chodziłem po tych samych lokacjach. Cóż było zrobić: jak za starych dobrych czasów zacząłem rysować mapę. Uzbrojony w długopis i kartkę nagryzmoliłem coś, co może nie ma podejścia do pięknych ręcznie malowanych map z Bajtka, ale liczy się efekt końcowy – bez problemu wytyczyłem sobie trasę do finału. Gra jest dość łatwa, wiele wybacza i nie trzeba wymierzać skoków co piksela. Tony ma wiele żyć (można ustawić nieśmiertelność), na dodatek co 3 tys. punktów dostaje nowe. Z tego też względu warto zwiedzić cały labirynt i zebrać co się da, bo każda zbierajka daje zdobycz punktową.

Tony: Montezuma’s Gold to szalenie satysfakcjonująca staroszkolna platformówka. Dawno już żadna retro gra nie wciągnęła mnie tak, żebym z własnej nieprzymuszonej woli nagryzmolił mapę. Przeżyłem miły powrót do lat szczenięcych i chętnie przeżyję go jeszcze raz, o ile powstanie sequel. Polecam tą pozycję każdemu fanowi retro, tym bardziej że ukazała się na wielu platformach. Tony’ego można kupić m.in. w sklepach Retronics i K&A Plus.
BTW na pierwszym poziomie wkradł się błąd, dzięki któremu bez zbierania kluczy możesz przejść do kolejnego etapu. W ostatniej komnacie levelu musisz tylko dobrze wymierzyć i naskoczyć na pierwsze z dwóch blokujących ci drogę drzwi i przejść po nich dalej. Gra trochę głupieje i nie da się zebrać tkwiących opodal „słoneczek”, ale bez problemu wejdziesz po drabinie na kolejny poziom.


źródła zdjęć:
https://zapach-papieru.pl
https://ka-plus.pl/pl/tony-montezumas-gold/
https://www.facebook.com/p/Tony-Montezumas-Gold-61559730489820/?_rdr
Zgadza się – bajzel 🙂 Nie wszystko to ma sens, jak to wyłuszcza Anarki, choć sporo trafił. Po prostu bajzel 🙂
Ale bajzel 🙂
Tylko z pozoru.
Magazyny „CD-Action” – pełne roczniki – ułożone są na kupkę, na podłodze przed stolikiem RTV, a (prawdopodobnie) duble poszczególnych numerów leżą na półce środkowej oraz na lewo od Commodore. Tamże – na magazynach spoczywają różne dodatki związane z prasą grową czy dotyczącymi ich eventami (kartka „Deluxe Ski Jump 25th Anniversary” z „Pixel Heaven 2024”, komiks „Jak poznałem księżniczkę” itp.).
Na lewej półce znajdują się różne inne magazyny.
Na prawo od TV widzimy pudełko z grą „Syberia: The World Before”, którą Avok ukończył niecałe 2 miesiące temu.
Pod Commodore oraz na prawo od niego także znajdują się różne numery magazynów, ale z bardziej zamierzchłej przeszłości.
Długopisy leżące pod TV prawdopodobnie służą do sporządzania notatek przy katalogowaniu tego wszystkiego. Dwa, gdyż ma to zapewnić ciągłość pracy, bez rozpraszania się, jeśli wkład w którymś nagle się wypisze.
Wydaje mi się, że wszystkie powyższe magazyny nie należą do Avokowego zbioru „Moja baza pism”, tylko są to duble z którymi nie do końca wiadomo, co zrobić. Albo też niektóre z nich czekają na artykuł o sobie na ZP.
Fakt, aktualny kalendarz od „PSX Extreme” powinien wisieć na ścianie. Chyba że honory pełni jego odpowiednik ze stajni „CD-Action”. Ciekawostka! Gdy sprawdzałem na początku sierpnia, wydawca kwartalnika miał ich sprzedanych 100/450, a kiedy po dłuższym czasie przypomniało mi się, by znów zerknąć – pokazało 0 sztuk w magazynie. Choć może i jest średni sens kupować kalendarz w drugiej połowie roku, to jednak mogły nadal być wystawione, aby Czytelnicy mieli możliwość nabycia ich w charakterze kolekcjonerskim.
No dobrze, ale jaką konstatację daje nam widok tego skrawka pomieszczenia Avoka? Otóż świadomość szalonego upływu czasu. „PSX Extreme” pojawiło się na rynku we wrześniu 1997 roku. Na kalendarzu widnieje slogan „RAZEM Z WAMI 27 LAT”. Czyli pozostają jeszcze 3 lata, aby byli „RAZEM Z NAMI 30 LAT”. „CD-Actionowi” do „trzydziestki” brakuje już tylko 1,5 roku. Czy na jego stronie, u góry, na prawo od logo – zobaczymy „30” i torcik? „Jutro” pokaże.
-Tatooo… co będzie jutro?
-Jutrooo… będzie dzień.
Z jakiego to filmu? []