Strona główna » Newsy » The Invincible zwyciężony

The Invincible zwyciężony


Opublikowano: 21/06/2024 | Autor: Avok

Skończyłem The Invincible. Wiem, dopiero teraz, ale chciałem posmakować historię wymyśloną przez Lema bez pośpiechu, na spokojnie. Poświęciłem także dodatkowy czas na oglądnięcie wszystkich zakończeń i zdobycie wszystkich osiągnięć. Licznik zatrzymał się na 23 godzinach, a ja mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że poznałem grę na wylot i odkładam ją na półkę z uczuciem dużej satysfakcji. Ale i ulgi.

Napaliłem się na The Invincible od samego początku. Śledziłem zapowiedzi, czytałem opinie branży po ograniu dema (m.in. w belgijskim Gameplay’u) i recenzje po ukazaniu się pełnej wersji. Byłem lekko zdziwiony zaledwie dobrymi ocenami w prasie, bo CD-Action i PSX Extreme dały po 7+/10. Jak to, tylko siedem plus? To przecież super gra, na podstawie powieści Lema, z kilkoma zakończeniami, genialną grafiką i urzekającym retrofuturyzmem… Nie jakieś tablety, komórki i dotykowe ekrany, a wajchy, guziki i potencjometry. Po jakimś czasie pojawiły się wieści o słabej sprzedaży. Nie wytrzymałem, sprezentowaną grę wrzuciłem w czytnik Xboxa i… Dałbym jej dokładnie siedem plus.

Łazik

W The Invincible gra się spokojnie, bez gwałtownych akcji. Czasami naprawdę chciałoby się trochę szybciej, ale cóż, nie da się. Taki na Regis III mamy klimat 🙂 Nie da się też iść na skróty, zboczyć na manowce, wejść własną ścieżką na szczyt. Poruszanie jest mocno ograniczone, niektóre skałki za wysokie, a miejsca wspinaczki wskazywane przez ikonki. Zaburza to niestety imersję. Za to jazda łazikiem jest pierwsza klasa, choć prawie nic nie widać 😉 Niemniej wędrówka wśród pięknych krajobrazów, zwiedzanie baz, eksploracja jaskiń i unosząca się nad tym wszystkim atmosfera tajemnicy tworzą niesamowity klimat, potęgowany przez samotność bohaterki. Bo ludzi tu jak na lekarstwo, a jedynym wsparciem jest głos dowódcy w słuchawce. I tu jest pewien problem: rozmowy Yasny i astrogatora Novika są długie, za długie. I tylko część z nich da się pominąć. Przy kilkukrotnym przechodzeniu gry (konieczność przy calakowaniu) to makabra!

To, czego mi osobiście najwięcej brakowało w produkcji Starward Industries to możliwości zapisu w dowolnym momencie (chociażby w checkpointach) i większej interakcji z otoczeniem. Mimo iż przy odrobinie samozaparcia można w jakimś zapyziałym module mieszkalnym znaleźć automat z Pongiem to i tak niewiele, poza akcjami zaplanowanymi przez autorów, da się w tej grze zrobić. To taki trochę symulator chodzenia, no i w pewnym momencie robi się nudno. Niemniej The Invincible było dla mnie fajną odskocznią od pełnych akcji gier, wyciszającym doświadczeniem, powrotem do analogowego dzieciństwa. Wiem że nie zagram w drugą część gry (Lem nie napisał kontynuacji Niezwyciężonego, tytuł się słabo sprzedał itd.), lecz gdyby się ukazała, to wiecie co? Kupiłbym.

źródło zdjęć:
https://store.steampowered.com/app/731040/The_Invincible/

Misja odnalezienia członka załogi zakończona
Retrofuturyzm w grze jest naprawdę uroczy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

4 Komentarze

  1. A bugi poprawili? Na Steam Decku nie dało się ukończyć gry,zawieszała się w kilku miejscach.

    1. Dla fanów walking simulator nota 8:) Też z chęcią zagrałbym w dwójkę.

    2. Przecież napisałem że skończyłem grę i to kilka razy. Więc jeśli bug był to się zbył.

    3. Może i było tak, jak napisałeś, że…

      „Na Steam Decku nie dało się ukończyć gry,zawieszała się w kilku miejscach.”

      Aczkolwiek Avok w powyższym artykule napisał…

      „Nie wytrzymałem, sprezentowaną grę wrzuciłem w czytnik Xboxa”

      Dwie różne platformy growe. Zatem Avok nie ma nawet zbytniego powodu, by interesować się działaniem omawianej gry na maszynkach innych, niż ta od Microsoftu.