Grudniowy Pixel w kolorze yellow bahama w końcu jest! To dobrze, bo poprzedni numer łyknąłem wyjątkowo szybko i nie było co czytać. To zasługa dobrych artykułów, no może poza jednym – o Texas Instruments. Takiego zawodu dawno nie przeżyłem. Zamiast pełnego ciekawostek artykułu wspominkowego – socjologiczne ględzenie i to na pięciu stronach! Eeech… Dobrze, że o grach na Texas-a pisał ktoś inny.
A wracając do bieżącego numeru, na pierwszych stronach rzuca się w oczy brak wstępniaka i dużo tekstu o Krakowie (Bloober Team i krakowskie muzeum arcade). W kwestii muzeum to wstyd powiedzieć, ale mieszkam blisko i nie byłem. Latem waliły tam tłumy i trudno było się dostać, potem o nich zapomniałem. Ale właśnie umówiłem się z Juniorem, że w okresie świątecznym uderzymy do salonu pozwiedzać i pograć. Zerkając znów na Pixela, natrafiam na wywiad Micza z Yu Suzukim. No i jak tu Micza nie lubić! Na następnej stronie opis urządzonka Capcom Home Arcade – kolejna retro konsola, wyglądająca jak pulpit sterowniczy nomen amen maszyny arcade. Pomysł świetny i mam nadzieję, że chwyci. Ja tego raczej nie kupię.
Kartkując dalej, trafiam na recenzje i już wiem, co mi Mikołaj przyniesie na gwiazdkę (jakby sierota nie wiedział to podpowiadam: Shenmue III). Najlepszą grą na świecie tym razem okrzyknięto Magic Carpet i pewnie jest w tym jakaś racja, choć ja za nią nie przepadałem (a raczej nie przepadał za nią mój 486 DX4). Co do wspominek o starych systemach, na łamy trafiła masa tekstu o 3DO. Uwielbiam ten sprzęt choćby dlatego, że można go spotkać w różnych wersjach (w zależności od producenta), ale że autorem artykułu jest ten sam socjolog, który pisał o Texas Instruments, zostawię go na szary koniec. Nawet Indykarium przeczytam wcześniej 🙂 Kolejne dwa artykuły obowiązkowe: historia Access Software (kochałem Beach Head!!!) i felieton z cyklu „jak to w latach 70-tych bywało”. Z autopsji wiem że bywało super, więc poczytamy. Na koniec jeszcze zapowiadające się nieźle drobiazgi pokroju arta o serialu „Przyjaciele” (dobrze, że podkładali śmiech, bo bym się nie śmiał), kolejny opis big-box-a, tradycyjnie coś z kosmosu i standardowa porcja felietonów mniej lub bardziej znanych autorów. Już prawie zamykając gazetę wyłowiłem dwa ciekawe rodzynki: temat gier dodających coś od siebie do uniwersum Gwiezdnych Wojen i wywiad z Francoisem Lionetem – gościem, którego nie znam, ale logo Amigi sprawia, że chętnie poznam.
Tyle o bieżącym numerze. Fajnych artykułów kupa, będzie co czytać. Szkoda, że z okazji świąt redakcja nie pokusiła się o parę stron więcej. Z drugiej strony Pixel ma obecnie tyle stron, co CD-Action. Ale to nie zasługa Micza i Łopusza, tylko efekt zmian (czytaj: cięć) w CDA. Aż przykro patrzeć. Ale to nie mój problem. Czas herbatę Earl Grey zaparzyć, łoże rozłożyć, muzę świąteczną puścić i można lekturę zaczynać.