Czerwcowy Pixel nr 49 pojawił się w salonikach prasy. Kupiłem, przekartkowałem, jak zwykle jest dobrze. Ostatnio szeroko rozpisywałem się na temat zawartości każdego numeru, przez co ginęło to, co w nim najlepsze. Dzisiaj będzie krócej.
Pixel to bardzo bogate pismo, bo Naczelny co rusz serwuje nam artykuły zza oceanu. Tym razem odwiedził Las Vegas i miejsca powiązane z Atari. Lubię te jego nostalgiczne podróże, choć myśl przewodnia tych wycieczek w stylu „tutaj było San Francisco a ostało się ściernisko” jest raczej dobijająca. Z tekstów o teraźniejszości na pierwszy ogień rzucę się pewnie na art o streamingu gier, bo ta technologia to poważny kandydat na zabójcę konsol. Poczytam też o targach gier w Chinach – rynek to tak egzotyczny, że aż ciekawość człeka zżera, w co te półtora miliarda skośnookich ludzików ciupie.
Recenzje świeżych tytułów połykam zazwyczaj na końcu, tym razem zrobię wyjątek dla Days Gone na PS4 – wygląda tak ciekawie, być może rzetelna opinia skusi mnie do zakupu. Co do klasyki, chętnie poczytam o Giana Sisters, w którą zagrywałem się na komozłomie, polskiej Magii, w którą nie miałem okazji zagrać na Atari 800XL (bo je sprzedałem) i o znacznie młodszym Raymanie, w którego grałem na wszystkim, co żywe i na drzewo nie ucieka. Oczywiście potem zaliczę felietony byłych Naczelnych, kosmos Usera Jamy, gry fabularne kogoś innego i wiele, wiele innych rzeczy. Kawę zaparzyć czas…
BTW Nie mogłem być na tegorocznej edycji Pixel Heaven, wielka szkoda. Jeśli nie wiecie czy żałować, zerknijcie na relacje w necie. W bieżącym numerze Pixela znajdziecie też podsumowanie imprezy. I choć złośliwi twierdzą, że było nudno, co roku jest to samo, a największą atrakcją obecnej odsłony była wielgachna kałuża wody na środku hali, mnie nie przekonali. Jak można się nudzić tam, gdzie jest wielka kupa retro złomu? Poza tym w tym roku odbył panel z redaktorami kultowego Resetu. Posłuchać chłopaków, przybić piątkę, zrobić wspólną fotkę i nabyć nowy numer to było moje marzenie. Nie wyszło, cóż… Może w przyszłym roku.