
Przez weekend miałem sporo czasu, aby dokładnie przewertować nowy numer CD-Action. Trochę mi zeszło, bo „ekszyn” nr 331 to spora cegiełka. Czy jednak opłaca się wyłożyć 34,50 zł za 164 strony, skoro konkurencja każe sobie płacić dychę mniej za 148 stron? To dobre pytanie, bo choć oba periodyki są drogie, CDA zdaje się trochę przeginać. Obawiam się, że nawet wierni fani mogą złapać się tym razem za kieszeń. Ja mimo wysokiej ceny magazyn kupiłem. Musiałem osobiście sprawdzić, co trzeba zrobić, żeby pismo zasłużyło na miano pisma „premium”.
Zgodnie z zapowiedziami ze stycznia kwietniowy CD-Action miał być gruby, droższy i ekskluzywnie wydany. Dwa pierwsze punkty zrealizowano, co do trzeciego – no, nie wiem… Specjalistą od gramatury, grubości i innych parametrów jakościowych papieru nie jestem, ale mam wrażenie, że jest on taki… suchy. Przypomina trochę papier używany w pierwszych GameStarach. Nie jest zły: nie przebija, nie targa się przy byle ruchu i nie zostawia odcisków palców, ale kredy będącej symbolem ekskluzywności to tu za wiele nie ma.
Na pewno nowy CD-Action jest inny od swoich poprzedników. To, co od razu rzuciło mi się w oczy to odnośniki „ekszynowych” miejsc w sieci: kanału na YouTubie, konta na Twitterze, forum na Discordzie, a przede wszystkim strony domowej cdaction.pl. Internet – to tam koncentruje się działalność redakcji, a edycja papierowa zdaje się być raczej bonusem, prezentem dla starych fanów papierowego wydania. Wiele artykułów ma odnośniki do swoich internetowych, często rozszerzonych odpowiedników. W tym kontekście pismo wygląda jak jedna wielka reklama serwisu sieciowego.
Największą jednak zmianą jest rezygnacja z recenzji nowych gier. Postawiono na teksty opisujące największe tytuły minionego kwartału. Rasowe recenzje, z ocenami można natomiast przeczytać na stronie CDA (w piśmie są oczywiście odnośniki 😉 albo… u konkurencji. W bieżącym numerze pochylono się tylko nad czterema premierami ostatnich tygodni. Strasznie mało, bo świetnych gier wartych choćby wzmianki było co najmniej dwa-trzy razy tyle. Co ciekawe, te cztery tytuły „zjadły” aż 20 stron, czyli wcale niemało. Dlaczego? Bo sam tekst o Elden Ring zajął 10 stron! Na marginesie, przeczytałem go i był to chyba najnudniejszy moment w moim życiu w ostatnich miesiącach. A tak chciałem kupić Elden Ring, Berlin, naprawdę chciałem… Podsumowując, CD-Action to nie jest już magazyn o grach, jaki znaliście. O nowych grach owszem, możecie poczytać, tylko trzeba zeskanować kod albo kliknąć w odnośnik…
Dość marudzenia! Na koniec zostawiłem sobie coś, co sprawia, że po CD-Action warto sięgnąć. Publicystyka! Grubo ponad 100 stron artykułów i felietonów wszelkiej maści, o grach i nie tylko. Nie sposób wymienić wszystkiego, wspomnę więc tylko o tym, co mi wpadło w oko, zanim na to spojrzałem 🙂 Cieszę się na tekst o fenomenie Star Citizena, produkcji, która nigdy nie zostanie skończona, ale o dziwo, nie wszyscy się tym martwią. Jak zwykle cenię artykuliki „sprzętowe”, tym razem o Switchu (ma 5 lat!) i Nokii N-Gage (ma prawie 20 lat!), poczytam też chętnie o grach „lochowych”, Musou i paragrafowych. Smuggler opowie mi do poduszki o historii pamięci masowych, a Bartek Kluska napomknie o PRL-owskiej „Niewidzialnej ręce” (pamiętam to hasło: „Niewidzialna ręka to także Ty!”). Dorzucę do tego historię Batmana i rzecz o dorosłych fanach LEGO, a na deser zagryzę 12-stronicowym artem Mac Abry o husarii. Wprawdzie w necie śmieszkują, że Mac Abra trochę odpłynął, ale przeleciałem tekst wzrokiem i wiecie co? Jest ciekawy, a i o grach „husarskich” też poczytacie. Generalnie publicystyka jest git!
Pierwsza osłona eksperymentu pt. ekskluzywny kwartalnik CD-Action za nami. Czy pomysł wypalił? Nie wiem jak Wy, ale ja oceniam go pozytywnie, choć nie na „szóstkę”. Za taką cenę moim zdaniem powinien być lepszy papier i mimo wszystko więcej stron. Coś jeszcze? Nie wiem, wypowiem się jak przeczytam cały numer, od deski do deski. Póki co ze spokojem czekam na kolejnego „ekszyna”, zapowiadanego na koniec czerwca br. A wcześniej na Retro.

