Półtora miesiąca czekania i wreszcie nowy numer Pixela trafił do saloników prasy. Droższy o piątkę, a na przestrzeni dwóch numerów o dychę. Dużo, to podwyżka prawie o 70% i nie wiem, jak czytelnicy na to zareagują. Ja jeszcze daję radę, ale jeśli trend się utrzyma, już wkrótce będę musiał poprosić szefa o podwyżkę, a nie każdy ma tak kochanego szefa jak ja (mam nadzieję, że to słyszy). Po sprawiedliwości trzeba przyznać, że wyższa cena rekompensowana jest większą objętością pisma – 148 stron, dostajemy także kartę kolekcjonerską. Dodatkowe strony zjadła wkładka „One Life Left”, dostępna wcześniej jedynie prenumeratorom i patronom. Dobrze już, dość ględzenia, zaglądamy do środka.
Najpierw nowe gry. Opisano 15 tytułów, z czego aż 9 otrzymało znaczek jakości. Nie jestem zwolennikiem takiego podejścia. Wprawdzie w ostatnich tygodniach miały miejsce premiery długo wyczekiwanych „szpili”, jak Dying Light 2, Elden Ring czy Horizon II, ale autorzy Pixela już całkiem powariowali i wszystko im się podoba. Najniżej oceniono Elex II (67%), najwyżej – wspomnianego Elden Ring (96%). A ja nie mam w co grać.
Publicystyka zachęca historiami gier Mystic Tower („Najlepsza gra na świecie”), Robotron 2084 (słynna arkadówka z „fliperów”) i Habitant („sieciówka” na C-64). Artykuły zacne, jest dużo starych zdjęć (a to lubię), ale nie są to gry z pierwszych stron gazet. Ciekawie zapowiadają się arty o leczeniu grami i najlepszych zręcznościówkach na ZX Spectrum, chętnie też odwiedzę studio Flying Wild Hog i przeczytam wywiad z dyrektorem polskiego studia robiącego motion capture. Ale zanim to wszystko zrobię, zacznę od wspomnianej na początku wkładki „One Life Left” autorstwa Tomka Kreczmara. To 16-stronicowa podróż do czasów PRL-u, czyli mojej młodości. Autor przelatuje przez wszystkie ówcześnie emitowane programy popularnonaukowe, z nieśmiertelną „Sondą” na czele. Przeczytam z wypiekami na twarzy. Dwa razy!
Na koniec tradycyjnie wspomnę o stałych rubrykach Pixela. Żadnej nie brakuje, co więcej, mamy nową – Game Study. Jeśli dobrze rozumiem zamysł autorów, biorą na tapetę jeden z tytułów, który z jakiś względów uważają za wyjątkowy, i rozbierają go na części pierwsze. Pierwszy pod lupę poszedł Firewatch, który miałem przyjemność scalakować. Jego analiza zajęła aż 8 stron i jestem pewien, że jej przeczytanie zajmie mi więcej czasu, niż zajęło przejście gry. Oprócz stałych rubryk nie zabrakło felietonów, popełnianych przez kwartet „artystów”: Gawrona, Ł.Orbitowskiego, Alexa i Borka.
Dość, wystarczy ględzenia. Fotel skórzany ustawiam, kufel z nieznaną zawartością przysuwam, jak wypiję i przeżyję, to lekturę pocznę. Wkładka Kreczmara najpierw idzie…

