Od kilkunastu lat byłem wierny marce PlayStation. Po tym, jak mój Xbox 360 zamigotał czerwonymi diodkami „okręgu śmierci”, kupiłem PlayStation 3. Później przyszedł czas na PlayStation 4, a na Gwiazdkę 2020 miał być „plejak” oznaczony numerem 5. Miał być, ale nie był. Po kilku miesiącach oczekiwania na uzdrowienie chorej sytuacji z dostępnością powiedziałem Sony: dość! Jeszcze tylko krótka (choć trudna) rozmowa przełamująca opór Juniora i poszliśmy do sklepu.
Kupiliśmy Xbox-a Series X z dwoma padami i usługą Game Pass. Konsola jest stosunkowo nieduża, estetyczna i cicha. Pady są wygodne i dobrze leżą w dłoniach, choć trzeba się do nich przyzwyczaić. Archaiczne rozwiązanie z bateriami jest oczywiście do luftu i pierwsze co zrobiliśmy, to zakup akumulatorów. Okazało się, że mogę dalej używać mojego konta z dawnych lat, a achievementy ze starej generacji nie przepadły. Gier jest mnóstwo, ale na system killery przyjdzie nam jeszcze poczekać i żaden z ogranych tytułów startu nie ma do Ghost of Tsushima, który męczę jeszcze na PS4. Ale mamy trochę Xbox-owych zaległości, więc jest w co grać. Skończyliśmy właśnie kooperacyjne A Way Out. Farewell, PlayStation 5!