
Kilka tygodni temu opisywałem pierwszy z dwóch fińskich magazynów o grach – Pelaaja, teraz czas na jego konkurenta. Multipatformowe czasopismo Pelit (fin. gry) ukazuje się od 1992 roku i jest najstarszym periodykiem growym w Finlandii. Obecnie liczy blisko 320 numerów. Egzemplarz, który prezentuję wydany jest na dobrym kredowym papierze, ma 68 stron i kosztuje 8,90 EUR. Kupiłem chyba okazyjnie, bo wartość według okładki to 9,90 EUR. Pismo (podobnie jak Pelaaja) ma wymiary 297 x 230 cm i jest dość szerokie. Porównując obecne wydanie z tym nabytym półtora roku temu stwierdzam z niepokojem, że magazyn schudł o 8 stron i podrożał o 2 EUR. Nie wygląda to dobrze i mam wrażenie, że przy takim podejściu chłopaki się za niedługo spakują.
Popatrzmy na to, jak się Pelit prezentuje i co oferuje. Po otwarciu pisma widzę, że jest bardziej kolorowe od swojego konkurenta. Obrazki są większe i ułożone w rzędach u góry i na dole strony, a tekst to jakieś 40-50% całości. Co można zmieścić na zaledwie 68 stronach? Okazuje się, że całkiem sporo, tym bardziej, że nie ma prawie reklam. Mamy zapowiedzi, recenzje, trochę publicystyki (gry na podstawie filmów, historia Tomb Raider – standard) i niewielkie kąciki: filmowy, sprzętowy i książkowy (w bieżącym numerze omawiają książkę o fińskich grach). Ciekawostką jest fakt, że recenzje nie są zgrupowane w jednym bloku, lecz przeplatają się z zapkami i publicystyką, ot, taki artystyczny misz masz. Autorzy generalnie nastawieni są pozytywnie do świata i oceny poniżej 70% nie uświadczycie. W omawianym numerze najwyższe noty zebrały Dragon Quest XI i Gnosia (widzisz Junior, a mówiłeś że Gnosia to kupa), które otrzymały powyżej 90%.
Polskie akcenty w Pelit? Znalazłem jeden, ale za to solidny. To dwustronicowy playtest polskiej siekaniny „pojedynkowej” Hellish Quart. Wydaje mi się, że wydźwięk artykułu jest pozytywny, ale nie odważyłem się go wrzucać do Google translatora po tym, jak ten przetłumaczył mi fiński tytuł tekstu „Terȁs taipuu Varsovassa” na „Stalowe ławki w Warszawie”.
Trudno powiedzieć, czy Pelit jest lepszy od Pelaaja. Pod kątem wielkości i zawartości oba magazyny wyglądają podobnie, choć estetycznie bardziej podoba mi się Pelaaja. Widać, że trudy rynkowe odbijają się na kondycji pisma (mniejsza objętość, wyższa cena) i mam obawy, czy jak pojadę do Finlandii za kolejne półtora, to je jeszcze kupię. Chciałbym, bo poczytać to może nie poczytam, obrazki za to pooglądam i kolejną fajną pozycję do kolekcji dodam.
