Po kilku latach postanowiłem powrócić do ogrania Lords of the Fallen na PS4. Za pierwszym razem odbiłem się od niego po kilku godzinach grania (brak mapy, respawny wrogów, mało zróżnicowane lokacje itd.), teraz chcę wrócić i przy odrobinie zaparcia nabić „platynę”. Tymczasem come back zacząłem od odsłuchania ścieżki dźwiękowej, dołączonej na osobnej płycie CD do pudełka z grą.
Autorem soundtracka do Lords of the Fallen jest norweski kompozytor Knut Avenstroup Haugen. Tworzy zarówno muzykę filmową (Fuck Up, The Scaffold, filmy animowane z serii Solan i Ludwik), jak i do gier (seria Age of Conan, Viking Saga, Bubbins itd.). Patrząc na growe portfolio widać, że autor lubuje się w klimatach nordyckich. Stąd pewnie pomysł na zatrudnienie go przy Lords of the Fallen, gdzie atmosfera jest ciężka, zamczysko ponure, wrogowie przerażający, a główny bohater wygląda jak krzyżówka Conana z Marcusem Fenixem. Knut stworzył soundtrack mający oddać klimat gry i sadzę, że mu się to doskonale udało.
Czy zatem ścieżkę dźwiękową do Lords of the Fallen dobrze się słucha? No, nie do końca. Płytka zawiera 15 symfonicznych utworów dających w sumie ponad 40 minut muzyki. Poza melodyjnym motywem głównym „Winter’s Kiss” (który doczekał się nawet nominacji do Hollywood Music in Media Award) i jego wariacjami („Prologue: The Light”, „Sacrifice” czy „Atonement”), reszta to najczęściej nieśpieszne kawałki epatujące niepokojącymi dźwiękami, urywanymi tonami, chórkami, odgłosami dzwonów itd. Bywa że muzyka tak cichnie, że trzeba dać głośniej, inaczej nic nie słychać. Ot, taka muzyka tła bez jasnej linii melodycznej, dobra jako podkład przy czytaniu gazety, nie do samodzielnego kontemplowania z lampką wina Chateauneuf du Pape w ręce. Może z pięć kawałków (szczególnie „Sacrifice”) z Lords of the Fallen jest świetnych i można ich słuchać zawsze i wszędzie, reszta raczej na kolana was nie rzuci.