Listopadowy numer Pixela z małym opóźnieniem trafił w moje ręce. Na okładce grafika z Cyberpunka 2077 zachęca do przeczytania recenzji wewnątrz numeru, ale nie jarajcie się na darmo – recki nie znajdziecie, bo premiera znowu przesunęła się o parę tygodni. W zamian dostajemy wywiad z ludźmi z CDP Red i obszerny artykuł o architekturze Night City. Hmm… Dobrze, że ja na tą grę nie czekam. Idźmy dalej. Na pierwszych 30 stronach natraficie na garść stałych rubryk: Indykarium, Vive VR Corner, Pixel Kids i Retro Express. W „expresie” warto odnotować nowy tytuł (klon Boulder Dasha) na… Commodore Plus/4! Ech, mój kochany pierwszy komputerze i największa zmoro ever, żebym to ja kiedyś mógł grać w takie gierki.
W dziale recenzji wzrok mój od razu padł na Baldurs Gate III, które po 30 latach od poprzedniej części może w końcu znów zarządzi. Wprawdzie na razie jeszcze we wczesnym dostępie i bez Pietrka Fronczeskiego, ale zawsze to Baldur. Kolejnym tytułem, który mnie zaciekawił jest Super Mario 3D All-Stars. Mikołaj za miesiąc, może by sprawić prezent mojemu Switchowi? Choć ocena słaba – zaledwie 66%. Trochę dziwne, bo ta sama gra dostała w CD-Action 9/10 i znaczek jakości. Rozstrzał duży, muszę przeczytać, o co się temu Sosowi rozchodzi. Ostatni produkt, który wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy, to nowy Larry. Larry’ego uwielbiam i różne części od dziecka ogrywam do upadłego, choć żadnej nie skończyłem. Taki ze mnie wielki fan przygodówek, bez talentu.
Przechodząc do „mięsa” czyli retro strefy pierwsze strony na razie pominąłem, bo Vampire: The Masquarade – Bloodlines to nie jest moja Najlepsza gra na świecie. Dalej już się zatrzymuję, bo wywiad z Frederickiem Raynalem, autorem Alone in the Dark i Little Big Adventure wygląda zachęcająco. Nieźle też zapowiada się art o starwarsowej serii „Shadows of the Empire”. To pokaźne uniwersum, na które składają się książki, gry i komiksy. Przyznam szczerze że znam tylko grę pod tym samym tytułem na N-64. Dałem aż trzy stówki, ale za to z jaką dziką satysfakcją wpędzałem nią w kompleksy moich kumpli, tych od „szaraka”.
Najlepszym moim zdaniem artykułem w bieżącym Pixelu (i to nie dlatego, że uwielbiam stare zdjęcia!) jest tekst o Computer Space. To taka opływowa automatowa miss, którą każdy fan retro pragnie, a ja ją na pewno będę kiedyś miał. A co do reszty tekstów, nic mi już w oko nie wpadło: mamy tradycyjnie kupę felietonów, drobny chwast pokroju „Sidequesta” i „Autofire’a”, komiks Szprota czy coś takiego, a na deser kilka nie wymienionych przez mnie artów „drugiego sortu”, które po lekturze może okażą się „sortem pierwszym”. Jest co czytać.
Pixel Heaven w tym roku skasowany, szykujemy się mocno z Juniorem na przyszły rok. Tymczasem zasiadam do lektury 124 stron nowego Pixela. Starczy na jakiś czas. Poducha pod plechy (bo kręgosłup nie ten), kawa do kubka, Shakin’ Stevens do kieszeni wieży i lecimy już z tym wstępniakiem…