Właśnie otrzymałem pocztą nowy, kwietniowy numer Pixela. Oczekiwanie na przesyłkę dłużyło się odrobinę, ale pismo w końcu przyszło, co ważne – bezpiecznie zapakowane. Deseczka. Mimo to, jak otworzą galerie, następny numer kupię w saloniku prasy. Jest szybciej. Zaglądnijmy do pixelowego środka.
Przeleciałem szybko parę tekstów, natrafiając od czasu do czasu na nawiązania do koronawirusa. Na szczęście nie za dużo, co liczę na plus. Na pierwszych stronach po raz kolejny natykam się na dział Vive VR Corner, zadomowił się już chyba w piśmie na stałe. Następnie widzę relację z amerykańskich targów PAX East 2020, które zdążyły się odbyć na łamaniu lutego i marca – tuż przed pandemią. Zaznajomię się, bo dali dużo obrazków. Zaraz potem koniecznie poczytam o nowej grze ze studia Rare, bo Rare to Rare – złych gier nie robi.
W dziale growym w tym miesiącu urodzaj, obrodziło w tytuły ze znaczkiem jakości. Widzę, że chłopaki wyróżnili nowego Half-Life’a (tylko na VR, więc żegnam), Doom-a Eternal (osobiście nie jestem zainteresowany, poprzednia część czeka na rozkminkę), Ori and the Will of the Wips (jejku jako piękna gra, szkoda że na X-a), Nioha 2 (jedynkę jeszcze męczę) i Paper Beast (bleeeee…). Ja najpierw rzucę jednak okiem na recenzję Resident Evil 3, bo mam za niedługo urodziny i szukam sobie prezentu.
Przejdźmy do mojej ulubionej części Pixela czyli strefy retro. Na dzień dobry wpadam na art o serii Speedball, fajna gra choć Bitmap Brothers pokochałem za Chaos Engine. Dalej jak dla mnie chyba największa atrakcja numeru – wywiad z twórcą Battlezone’a Edem Rotbergiem. To kultowa gra, na którą zużyłem mnóstwo żetonów. To było tak dawno, że już prawie nic nie pamiętam poza tym, że na stojąco pod szafę wchodziłem. Zachęcająco wygląda też duży artykuł o Blade Runnerze, ale poczytam go później, gdyż ten świat zawsze mnie mniej fascynował, a bardziej nudził. Na potem przełożę też mega tekst Sir Haszaka o Footbal Managerze. Lubię styl Haszaka i podziwiam jego upór w pisaniu o rzeczach, w które nikt nie gra. No ale właśnie – ja też nie gram.
Rozpisałem się trochę, a to dopiero 2/3 pisma. Natrafiam na kolejne smaczne rodzynki. Numero uno to wspominki moich ukochanych lat 80-tych – te osiem stron łyknę równie szybko, co dwupak najlepszego piwa z okolic Żywca. Kolejne dwie atrakcje to tekst o przygodówce The Longuest Journey, którą po skończeniu Syberii (dopiero teraz!) chciałbym zaliczyć oraz przegląd gier osadzonych w uniwersum Predatora. Pamiętam może 2-3 tytuły, ciekawe ile autor wygrzebał.
Kończąc przegląd kwietniowego Pixela pragnę jak zwykle przypomnieć o stałych rubrykach (big-box, kosmos, side quest), felietonach młodszej i starszej młodzieży oraz tekstach, które z pewnością warte są grzechu, choć nich nie wspomniałem. No więc dobrze: w piecu napaliłem, wodę gorącą do wanny wpuściłem, lampkę wina domowej roboty nalałem. Czas na comiesięczną kąpiel. Dwie godziny namaczania z lekturą w ręku nie moje.