Strona główna » Newsy » Pixel nr 1/2019 (44)

Pixel nr 1/2019 (44)


Opublikowano: 10/01/2019 | Autor: Avok

Przerwa noworoczna sprawiła, że dopiero teraz dostałem w swe ręce świeży, styczniowy numer Pixela. W środku trochę zmian, część rzeczy wyrzucono (np. Kartką i Kostką), część dodano, w tym dwie całkiem nowe rubryki. Ale po kolei.

W dziale Loading wita nas redaktorskie podsumowanie 2018 roku. Przelatując pobieżnie opinie autorów widzę, że mimo szacunku dla Red Dead Redemption 2 nie hołubią go jakoś nadzwyczajnie. I dobrze, bo według mnie druga część westernu Rockstar to największe rozczarowanie roku. Miało być realistycznie i ciekawie, a wyszedł z tego nudny, długi i przeładowany informacjami sandbox. Spodziewałem się klimatu rodem z filmów z Johnem Waynem, a dostałem encyklopedię Dzikiego Zachodu. Dziękuję, nie skorzystam, a właściwie już skorzystałem wydając ponad dwie stówy na grę, która leży na półce i się kurzy. A wracając do Loading, pojawiła się nowa rubryka prowadzona przez Borka – Indykarium. Ja wprawdzie lubię Marcina, ale nie lubię gier niezależnych i dlatego przeczytam indycze teksty tego szczupłego mężczyzny na końcu.

W Play the Game zaskoczyła mnie ocena pierwszej recenzji z brzegu czyli Tetris Effect. Dać grze logicznej na PS4 90% i znaczek jakości to duża odwaga. Ciekawe, jak to uzasadnią. Z pozostałych tytułów nie widzę jakiś killerów, no może poza Super Smash Bros. Ultimate na Switcha, wycenionego przez Voyagera na 94%! No ale wszyscy wiedzą, że Voyager to fanboy Nintendo i pewnie przesadził 😉 Na pewno jestem zdziwiony niską oceną Jagged Alliance: Rage! – 50% oznacza, że albo autor się pomylił, albo rzeczywiście coś sknocono. No i jeszcze gra z okładki – 2084 – tytuł na razie dostępny w Early Accessie. Co ciekawe, ten jak dotąd wyceniony przez Pixela na 72% kawałek kodu powstał w czasie zaledwie 72-godzinnego game jamu zespołów Feardemic i Blobber Team. To może być przebój.

W Hall of Fame wśród tekstów przyciągających oko warto wymienić wywiad z Johnem Cutterem, producentem niezapomnianego Defender of the Crown. Uwielbiam tą grę, choć jakby spojrzeć na nią z dzisiejszej perspektywy, była prosta jak konstrukcja cepa. Ot, taki zlepek kilku zręcznościowych epizodów w lekko strategicznej otoczce. Ale kapitalna oprawa plus fenomenalny klimat sprawiły, że tytuł dorobił się łatki „kultowy”. Kto nie zna Defendera, niewiele wie o retro. Drugi z artykułów, który jak tylko zaparzę kawę przeczytam, to opis serii Yakuza.Jak już kiedyś wspominałem lubię te japońskie, podsycane sztukami walki klimaty. Ale Yakuzy nie znam, to i chętnie poznam.

Dział Secret Level wita nas nową rubryką Side Quest, w której upchnięto krótkie opisy nowości ze świata filmu, seriali, książki, komiksów, karcianek i Bóg jeden jeszcze wie czego. Taki misz-masz. Na razie tego nie kupuję, takie pisanie o wszystkim po troszku uważam za bezsensowne. Za to na pewno nie jest bezsensowne pisanie o kosmosie i z dużą przyjemnością przeczytam kolejny felieton Usera Jamy. Tym razem będzie to coś o lustrach. Kolejnym smakowitym kąskiem wydaje się artykuł o błędach w grach i o tym, jak są one przez graczy wykorzystywane.

Na koniec został nam dział Credits m.in. z felietonami stałych, ulubionych autorów (Borek, Alex, Wojtek Pijanowski) i jednego debiutanta. Zobaczymy, co Marcin M. Granat ma do powiedzenia, jak to opowie i czy na dłużej zagości w roli felietonisty. Z innych tekstów w tym dziale, można poczytać sobie o serii Devil May Cry i trzeba poczytać o historii powstania Ligii Polskiej Managera’95 – gry, która ponad 20 lat temu pozwala się wcielić w menadżera polskiej Ekstraklasy. Jak zwykle Bartek Kluska dotarł do źródeł, przepytał autorów, zgromadził fakty i wrzucił ciekawostki. Bardzo lubię jego styl.

Zanim zasiądę do spóźnionej lektury wspomnianych i niewspomnianych artykułów najnowszego Pixela, muszę się podzielić pewną refleksją z ostatniego numeru. Mam wrażenie, że niektórzy piszący (na szczęście nie rdzeń redakcji) próbują zabłysnąć używając trudnych i niepasujących do gier słów. Moim zdaniem przydarzyło się to autorowi artykułu o serii Wolfenstein. Nie wiem czemu autor uparł się na używanie co rusz słowa „franczyza”. „Franczyza Wolfenstein” – jak to mocno brzmi, prawda?! Nieprawda, brzmi jak część artykułu o sieciach sklepów spożywczych w Polsce. Przecież jest wiele słów brzmiących zrozumiale dla fana gier jak „marka”, „seria”, „licencja” itd., a ten się uparł na „franczyza” i basta. W pewnym momencie nie mogłem dalej tego czytać.

Ok, dość gadania, czas na zaparzenie kawy (moja ulubiona franczyza to Tchibo Family 🙂 ) i zasiadam do lektury.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *