Aleksandra Cwalina, [Krupik]
Rok urodzenia: 1974
Praca w pismach: Secret Service (1996-1998, 2014), PC Games CD (1999), Click! (1999-2001), eXtra Gra (2001-2004), Pixel (2015-2018)
Stanowisko: redaktor, redaktor naczelna (Secret Service 60 z 9/1998 – SS 61 z 10/1998, Click! 25/99 – 16-17/01, eXtra Gra – 2003-2004)
Inne pseudonimy: Cru-peak
Aleksandra [Krupik] Cwalina – autorka tekstów, redaktor, redaktor naczelna pism o grach. Grami komputerowymi zainteresowała się na początku lat 90-tych. Najpierw były tytuły na Commodore 64, potem PC, wreszcie handheldy. Ponadto jej pasją były „papierowe” gry fabularne (ulubione systemy Wampir Dark Ages, Zew Cthulu), w których nieraz wcielała się w rolę Mistrza Gry. Pierwsze jej teksty opublikowano w prasie branżowej pod koniec 1996 roku (Secret Service nr 40 – 11/1996), pół roku później weszła na stałe w skład redakcji SS-a (początkowo pod panieńskim nazwiskiem Kaca). Specjalizowała się w przygodówkach. W 50-tym, jubileuszowym numerze pisma tak ją scharakteryzowano: „Pierwsza kobieta – autor. Tchnęła w skostniałą i chłopską formę SS’a nowe życie, sławna ze swych krytycznych wypowiedzi na temat niektórych gier. Najczęściej trafia w dziesiątkę i wówczas wszyscy gratulują jej kobiecej intuicji i przenikliwości”.
Latem 1998 roku z Secret Service odszedł Marcin [Martinez] Przasnyski. Od wrześniowego numeru (SS 60) Krupik zastąpiła go na stanowisku redaktora naczelnego. Po wydaniu zaledwie dwóch numerów ustąpiła jednak i opuściła redakcję. Emil [Emilus] Leszczyński tak tłumaczył jej odejście (SS 62 z 11/1998): „Krupik pewnego jesiennego dnia wyszła z redakcji i zniknęła bez wieści. I tak już zostało. To znaczy ja zostałem, Pegaz Ass i reszta ludzi z redakcji. Nikt nie wiedział i chyba nadal nie wie, dlaczego Ola zniknęła. […] Prawda z czasem zaczęła się odsłaniać. Co się okazało? Po przejęciu przeze mnie stanowiska Redaktora Naczelnego i otrzymaniu dostępu do tajnych zasobów korespondencji redakcyjnej, okazało się, że co drugi list od czytelników zawiera radykalne żądania ustąpienia kobiety ze stanowiska naczelnego SS-a. […] Nie twierdzę, że to jedyny powód, dla którego Krupik bezpowrotnie opuściła SS-a, ale z pewnością takie opinie czytelników mogły wpłynąć na jej decyzję”.
Powyższe wyjaśnienie doczekało się riposty ze strony Aleksandry Cwaliny, choć z przyczyn oczywistych nie mogło się pojawić w Secret Service. Zostało opublikowane w konkurencyjnym Gamblerze (nr 1/1999). W liście otwartym Krupika czytamy: „Ci, którzy czytali ów artykuł, (z SS 62) nie mogli nie zauważyć fragmentu „Krupik pewnego jesiennego dnia wyszła z redakcji i zniknęła bez wieści.” Szanowni Państwo! Żyjemy w czasach, w których podpisuje się umowy o pracę i NIKT nie może po prostu zniknąć w tajemniczy sposób, nie mówiąc ani słowa. Moje odejście zostało poprzedzone wypowiedzeniem przeze mnie umowy, a także podaniem powodów odejścia. A jakie to były powody? Bynajmniej nie te, które podał w swoim artykule szczerze zaniepokojony moim „zniknięciem” Emil Leszczyński. Odeszłam dlatego, że nie widziałam już dla siebie miejsca w obecnym Secret Service. Moim zdaniem nie jest to już tak jak dawniej pismo tworzone przez grupę dobrych przyjaciół, których nadrzędnym celem jest robienie pisma dla Czytelnika. Oczywiście jest to tylko moja prywatna opinia i dlatego, nie znajdując zrozumienia, zdecydowałam się odejść”.
Aleksandra Cwalina zniknęła z prasy growej na krótko. Już wiosną 1999 roku pojawiła się w redakcji czasopisma PC Games CD, choć był to tylko przystanek. Parę miesięcy później, pod auspicjami Wydawnictwa Bauer stworzyła i poprowadziła pierwszy w Polsce dwutygodnik o grach Click!. Pierwszy numer periodyku (25/99) ukazał się w grudniu 1999 roku. Krupik pełniła funkcję redaktor naczelnej Clicka! do sierpnia 2001 roku, żegnając się z czytelnikami w numerze 16-17/01:
„Kochani! Długo zastanawiałam się, jak zacząć. Witajcie? Drodzy Czytelnicy? Postanowiłam rozpocząć właśnie w ten sposób. Nie da się bowiem ukryć, że przez ten czas, kiedy byłam redaktor naczelną Clicka!, bardzo przywiązałam się do tysięcy osób, które co dwa tygodnie kupują nasze pismo. Co więcej, bez Was nie byłoby Clicka! i spełniłyby się przykre przepowiednie niektórych kolegów z tzw. branży, którzy twierdzili, że nasze pismo upadnie z hukiem po kilku miesiącach. Tak się nie stało, co więcej, mimo kryzysu na rynku prasy, Click! ma się całkiem dobrze.
Przez półtora roku pismo to było dla mnie wszystkim. W redakcji spędzałam prawie każdą chwilę, mam tutaj najlepszych przyjaciół i nie mogłam wyobrazić sobie życia bez Clicka!. Niestety, wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Czasami trzeba zmienić coś w swoim życiu i podążyć inną drogą. Trzeba też zwolnić miejsce młodszym osobom, które też muszą dostać w życiu swoją szansę. Dlatego też następny numer Clicka! będzie przygotowywał nowy redaktor naczelny, Piotr „Frogger” Moskal. Jak sobie poradzi? Na pewno dobrze. Ma przecież do pomocy ten sam, świetny zespół, który przez cały czas tworzył Clicka! razem ze mną.
Ale ja nie mówię ŻEGNAJCIE. Wolę powiedzieć DO ZOBACZENIA. Pewno jeszcze kiedyś się spotkamy…”
Kolejne lata kariery Aleksandry Cwaliny wciąż związane były z branżą gier, choć nie zawsze z prasą grową. W latach 2001-2009 pracowała w CD Projekcie, gdzie m.in. była Dyrektor Zarządzającą odpowiedzialną za lokalizacje i porty gier (Gothic II, Ghost Master, S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla, Gears of War i inne). Od 2010 roku, przez prawie 3 lata była zatrudniona w Wydawnictwie Medical Tribune. W 2014 roku rozpoczęła współpracę ze zreaktywowanym Secret Service, a po jego upadku z jego następcą – magazynem Pixel. W latach 2020-2021 była prezesem spółki Detalion Games. Poza tym cały czas pracuje w ramach własnej działalności gospodarczej (firma Krupik), pisząc, redagując i tłumacząc teksty z zakresu komputerowej rozrywki i medycyny.
Aleksandra Cwalina jest absolwentką Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Prywatnie była żoną Andrzeja [C(w)alineczki] Cwaliny.
Wywiad z Aleksandrą Cwaliną, przeprowadzony przez Zapach Papieru w kwietniu 2022 roku:
– Ściąga mi podpowiada, że pierwszy komputer dostałaś w podstawówce, czyli w latach 80-tych, a grami zainteresowałaś się na początku lat 90-tych. Podobno najpierw grałaś na Commodore 64, potem PC i wreszcie handheldach. Coś mi z tymi datami nie gra, możesz powiedzieć, jak to było po kolei?
Mój tata, który jest naukowcem pojechał w 1986 roku na stypendium do Holandii, gdzie żyjąc na chlebie i wodzie zaoszczędził na komputer. I to był właśnie Commodore 64. Gdy go przywiózł, wtedy się zaczęło. Grałam nałogowo. Jak tylko rodzice wychodzili, odpalałam komputer. Potem tylko się stresowałam, jak im po powrocie wytłumaczyć, że zasilacz jest gorący ;). Ale ponieważ byłam kujonem, nie miałam z tego powodu problemów. Wchłaniałam wszystko, co się ruszało i czasem tylko zazdrościłam znajomym z ZX Spectrum, że mają wiele gier w trochę innym stylu. Kuzyn miał za to Atari, więc jeździłam do niego, siadaliśmy przy wgrywającej się kasecie i przysłuchiwaliśmy się, jak piszczało. Bywało, że słyszałam od niego: “nie wgrało się, bo kaseta zrobiła łiiiiii…”. Na szczęście kuzyn, który dziś pracuje w branży gier (People Can Fly) potem dostał też Commodore’a, więc jak jeździłam do niego na ferie, to dwa tygodnie graliśmy na okrągło. Jedynie rodzice wyciągali nas czasem na siłę na spacer.
– Rozumiem, że w latach 90-tych przerzuciłaś się na peceta?
Tak, aczkolwiek pierwszego peceta kupił znów tata i to bardziej dla siebie, bo pisał na nim dużo swoich prac. To był słaby komputer, nadający się głównie do edycji tekstów, i było na nim mało gier. Ja, choć zaczęłam studia i nie miałam już tak dużo wolnego czasu (medycyna to duże obciążenie), nadal grywałam w różne gry.
– Powiedz, skąd się wziął Twój nick? Krupik jest rodzaju męskiego, czemu nie wybrałaś jakiejś babskiej ksywki?
Wiesz, że nawet nie zauważyłam, że to rodzaj męski? Ja ogólnie bardzo dużo czytam, a w tamtym czasie pochłaniałam akurat opowiadania Bułyczowa. Jest taki bardzo fajny zbiór pt. “Wielki Guslar i okolice”, będący jakby połączeniem rzeczywistości radzieckiego komunizmu z SF. I w jednym z opowiadań Obcy mieli na swojej planecie jakieś zwierzątko, które nazywało się Krupik. Całą ekonomię oparli na jego hodowli, a gdy jego byt stał się zagrożony, przylecieli na Ziemię po jakiś kwiatek, który mógł tego Krupika uratować. Tylko że przez całą książkę nie było wiadomo, co to jest za zwierzątko! I to mi się bardzo spodobało. No i zostałam Krupikiem.
– Czy posiadanie pseudonimu było ważne?
Nawet nie wiesz jak, szczególnie w Secret Service. Później, gdy zakładałam Clicka!, wydawnictwo niemieckie, do którego należał miało takie zasady, że autorzy w ogóle się nie podpisywali. To był szok! Natomiast w „sekrecie” to było istotne, bo czytelnicy mieli swoich ulubionych autorów, których rozpoznawali po nickach i nieraz kupowali pismo dla konkretnych autorów. W SS-ie byliśmy może nie gwiazdami, ale dzięki ksywkom stawaliśmy się rozpoznawalni. Dlatego: tak, posiadanie pseudonimu w tamtych czasach to była bardzo poważna sprawa. Pamiętam, że prawie wybrałam na nick łacińską nazwę jakiejś motyla. Myślę, że bardzo długo bym się uczyła, jak to w ogóle napisać 🙂
– Czy oprócz Krupika używałaś innych nicków, np. takich, o których nikt nie wie?
Jak przez pewien czas byłam sekretarzem redakcji w Animegaido, podpisywałam się jako Sakura. Pamiętam że było to dość śmieszne, bo cała redakcja składała się praktycznie tylko ze mnie i ludzi piszących z zewnątrz. Używałam też panieńskiego nazwiska Kaca i potem Cwalina, jak pobraliśmy się z Andrzejem (Andrzejem [C(w)alineczką] Cwaliną – przyp.aut). Innych nicków nie miałam.
– Chyba przywykłaś do Krupika, bo i na mediach społecznościowych, i przy okazji komentowania różnych spraw wciąż używasz tej ksywki?
Powiem Ci więcej, nawet niektórzy moi koledzy, gdy dzwonili do mnie z redakcji do domu, to pytali czy mogą rozmawiać z panią Krupik :). Myśleli, że to moje nazwisko. Szczerze mówiąc czasem się zastanawiam, czy nie zmienić na nazwiska na Krupik, ponieważ Cwalina to jest nazwisko mojego ex-męża, a do panieńskiego nie chcę wracać.
– Pomówmy o kobietach w branży gier. W środowisku tym, zwłaszcza w prasie growej nigdy nie było dużo pań. Byłyście rodzynkami i tak jest zresztą do dzisiaj. Dlaczego? Czy twoje koleżanki nie interesowały się grami? Nie grywałyście razem, nie próbowałaś zasiać w nich growego bakcyla?
Wiesz, ja to w ogóle zbyt wiele koleżanek nie mam. Jeżeli chodzi o przyjaźnie to zawsze wolałam mężczyzn. Pamiętam, że gdy zaczęłam pracę w Secret Service, byłam już na medycynie. Moje koleżanki myślały o tym, żeby zostać anestezjologiem, chirurgiem czy kimś jeszcze, a nie żeby o grach pisać. Ale jest też druga strona medalu. Na początku przygody z „sikretem” miałam wrażenie, że koledzy niespecjalnie wiedzieli, jak się w stosunku do mnie zachować. Trochę się chyba mnie bali. Gdy w czasie cotygodniowych spotkań zbieraliśmy się w kółku, chłopaki witali się z sobą: „Hej, cześć!” i graba, graba. A gdy podchodzili do mnie to wahali się, czy rękę podać… Dziwne to było. Rok wcześniej próbowałam się dostać do SS-a i zażądałam od Andrzeja, żeby mnie tam wprowadził. Usłyszałam: “My w “sikrecie” kobiet nie lubimy”. Niby żart, ale z perspektywy czasu sądzę, że to raczej redakcyjne środowisko nie chciało kobiet niż że kobiety nie chciały tam działać. Zresztą ja growym rodzynkiem nie byłam, moje kuzynki też grały.
– Rozumiem że do Secret Service dostałaś się dzięki Andrzejowi?
Pośrednio tak. Ja już wcześniej czytywałam “sekreta” i pamiętam, że jak Micz (obecny redaktor naczelny Pixela) albo User Jama recenzowali przygodówki, to zawsze byłam przekonana, że “ja bym to napisała inaczej”. Kiedyś powiedziałam o tym Andrzejowi, a on odpowiedział sławetne “kobiet nie lubimy”. Wyluzowałam, ale jednego razu pojechałam odebrać go po spotkaniu cotygodniowym. Wpuścili mnie do redakcji i w pewnym momencie zabrałam głos na temat gier. I wtedy Martinez się mnie zapytał: „A ty grasz w gry?” Ja na to, że tak. „A chciałabyś coś napisać?” Jasne! Biedny Andrzej zsiniał z boku. No i jak już włożyłam nogę w drzwi, nie odpuściłam. Nie znałam się lepiej od chłopaków na grach, ale moją siłą było, że uwielbiałam pisać. A część osób w SS-ie lubiła bardzo grać, ale jak przychodziło do pisania, to była prawdziwa męka. A dla mnie eksperymentowanie, stosowanie różnych sposobów pisania sprawiało straszną frajdę. Więc trzaskałam teksty jeden za drugim. Martinez jako naczelny wiedział, że jeśli ktoś bierze grę, oddaje tekst na czas niewiele trzeba po nim poprawiać, to jest to prostu skarb! I tym sposobem udało mi się tam dostać.
– Pamiętasz swój pierwszy tekst?
Na początku dostałam recenzję bodaj Creatures. Coś tam budujesz. Kobiety zazwyczaj dostawały do opisania gry w stylu „Matematyka z Guciem”, ale ja byłam inna. Wolałam mechy albo przygodówki. Tak, szczególnie przygodówki.
– A grałaś kiedyś w przygodówkę, której nie skończyłaś?
Pewnie! Ludziom się wydaje że jak ktoś pracuje w piśmie o grach to “O Boże, gra na okrągło w gry!” A ty dostajesz grę na 3 dni, deadline goni i musisz przejść ją na tyle, żeby mniej więcej wiedzieć o co chodzi. I jeszcze napisać tekst. Tak jest zresztą do tej pory, choćby w Pixelu. Wiem, bo współpracowałam z nimi i nigdy nie było czasu. Gry przechodzi się w ostatniej chwili i nie jest tak, że przez miesiąc grasz, rozkoszujesz się. Nie. Wracając do twojego pytania to myślę, że takich tytułów, których nie przeszłam było bardzo dużo. Ja po prostu nie miałam czasu, żeby je skończyć. Pamiętaj, że był to okres, kiedy nie było YouTube’a, nie było opisów przejścia i czasami naprawdę pojawiała się frustracja. Siedzisz, deadline tuż tuż, a ty jesteś na drugiej planszy i nie wiesz czy kubełek wsadzić do wiaderka czy wiaderko na głowę bohatera. Na dodatek w ówczesnych grach jeździło się kursorem po całym ekranie, żeby sprawdzić, gdzie coś jest.
– Trochu już powiedziałaś o tym, jak Cię chłopaki traktowali w redakcji Secret Service. Mimo pewnej konsternacji, że jesteś dziewczyną, masz w stosunku do nich raczej pozytywne odczucia. A czy spotkałaś się z jednoznacznie negatywnym zachowaniem, jak seksizm czy mobbing?
Oczywiście, że tak.
– W każdej redakcji?
Wiesz, nie chciałabym rozpamiętywać przeszłości. Cóż, takie to czasy były. Choć jak teraz słyszę od kobiet o rzeczach, które się dzieją w firmach robiących gry, to myślę, że wtedy nie było tak źle. Nigdy nie spotkało mnie nic złego, nikt mnie nie napadł, nikt seksualnie nie napastował. Natomiast w w “sekrecie” usłyszałam, że dostaję dużo gier, bo sypiam z osobą, która je rozdaje.
– Czy pracując w którymś z magazynów o grach miałaś propozycje od konkurencji? Próbowano „podebrać” Cię, ściągnąć do innego tytułu?
Nie! No co ty, to by w ogóle nie zadziałało! Pamiętasz czasy Secret Service. To nie było pismo, to był kult! Byliśmy dumni z tego, że tam piszemy i nie myśleliśmy o odejściu, mimo iż nikt nas tam na siłę nie trzymał. Chociaż pamiętam, że jak powstał chyba Reset…
– …to grupa ludzi od Was przeszła do nowego periodyku. Mimo aury “kultu” mocna szóstka redaktorów z Miczem i User Jamą na czele zmieniła barwy.
Pamiętam tą sytuację. Natomiast jeśli chodzi o mnie, ja jestem osobą bardzo lojalną. To jest z jednej strony moja zaleta, z drugiej wada. W ogień pójdę za kimś jeśli uważam, że tak należy. Tak było ze mną i z Martinezem. W momencie kiedy zaczął się konflikt z Pegazem Assem, czułam się trochę jak na wojnie. Ale nie miałam wątpliwości, po której stronie stanąć. To Martinez dał mi szansę, on był trzonem tego wszystkiego.
– Jeśli wspominamy o konfliktach, wszyscy chyba pamiętają chryję, jak się zrobiła, gdy opuściłaś Secret Service. Po Twoim odejściu Emilus obsmarował Cię na łamach pisma, pisząc, że uciekłaś z redakcji nikogo nie informując. Podobno znaleziono na twoim komputerze maile od czytelników, którzy krytykowali Cię jako redaktor naczelną (bo wtedy byłaś w “sikrecie” naczelną). Pamiętam też Twoje późniejsze sprostowanie w Gamblerze. Strasznie to wszystko niesmaczne było. Czy ktoś, mam na myśli Emilusa lub Pegaza, przeprosił Cię potem za tamtą sytuację? Bo zakładam, że jeszcze się z nimi kiedyś spotkałaś?
Nie, nikt mnie nie przeprosił. Swoją drogą Emil pracuje w jednej ze spółek PlayWaya, w której ja też jeszcze do grudnia 2021 r. pracowałam. Kiedyś ktoś wymienił jego nazwisko, a ja mówię: skądś kojarzę tego człowieka! I wtedy sobie przypomniałam wstępniak z SS-a, który był zatytułowany “Psy szczekają, karawana jedzie dalej”. Bardzo błyskotliwie. A wracając do tamtej sytuacji, żeby ją zrozumieć, muszę przypomnieć o okolicznościach, jakie jej towarzyszyły. Tłem był oczywiście rozłam w redakcji, który dokonał się po tym, gdy właściciele „sikreta” przestali się dogadywać i postanowili się rozstać. Wszyscy wtedy opowiedzieli się po którejś z stron i zrobiło się niemiło. Jak wspomniałam wcześniej, ja stałam za Martinezem. Wiele mnie nauczył o dziennikarstwie i pisaniu, zrobił mnie też redaktor naczelną SS-a i był moim takim pierwszym mentorem w życiu. Bardzo starałam się go nie zawieść, choć nie było to łatwe.
– Dlaczego?
Bo Secret Service to był Martinez i zespół też tak do tego podchodził. Słyszałam: „dlaczego ona została naczelną, a nie…?” – i tu wstaw odpowiedniego człowieka. „Co ona ma takiego, co ja nie mam? I do tego baba!”. Martinez był taki, że dzielił i rządził. Jak przychodziły gry to mówił, kto co dostanie i nikt nawet słowa pisnął. No, może w kuluarach coś tam gadano. Natomiast jak ja zostałam naczelną, to było tylko: “A dlaczego ta gra poszła do C[w]alineczki? Toż to nepotyzm! A dlaczego tamta poszła do Zenka, a nie do Bolka?” I tak dalej. Po drugiej stronie stał Waldek, który jest osobą bardzo zdolną, perfekcjonistą. Non stop by pismo szlifował, szlifował i szlifował. Jak już jest wydrukowane, to on jeszcze by coś zmieniał. Ale tak się nie dało. Niby on był tylko głównym grafikiem SS-a, ale też był jego współwłaścicielem. Jako redaktor naczelna byłam więc między młotem a kowadłem, i ciężko mi było się dogadać z nim w tej sytuacji.
– Więc postanowiłaś odejść.
Miałam umowę o pracę. Przy jakiejś rozmowie, gdy były ważne decyzje do podjęcia, pod którymi nie chciałam się podpisać, powiedziałam, że się zwalniam. Czytałam gdzieś, że ponoć rzuciłam komórką w Waldka. To nieprawda. Komórka była służbowa i po złożeniu rezygnacji po prostu ciepnęłam nią o stół. Może się tam trochę odbiła, może przesunęła się w kierunku Waldka, ale nic ponadto. Natomiast sama legenda, że rzuciłam komórką w Waldka, jest w sumie fajna 🙂
– Oka mu jednak nie podbiłaś?
Ja właściwie zapomniałabym o tym gdyby nie jeden z grafików, który rozpoczął temat na jakimś forum. Można by pomyśleć, że byłam twardzielką, ale to nieprawda. Tylko ja wiem jak było. Ale gdy odeszłam, trzeba było to jakoś wytłumaczyć. Wtedy prawie nie było poczty elektronicznej, przychodziły głównie listy papierowe. Nie pamiętam żadnych krytycznych maili ani listów oprócz tych, które przyszły, gdy zrobiliśmy kawał z przebraniem redakcji za kobiety. To wtedy ktoś napisał, że nie chcemy bab, bo się baby na grach nie znają. Po moim opuszczeniu SS-a musieli to jakoś wyjaśnić, no bo jak to wygląda, żeby naczelny zrezygnował. No i wytłumaczyli. Tylko że zaraz po mnie inni też zaczęli odchodzić. Wkrótce potem Martinez zaczął robić Komputer Świat GRY w Axel Springerze i sporo ludzi się tam przeniosło. Myślę, że to było trudne dla Waldka, wiele rzeczy zaczęło mu się wtedy sypać.
– Czy po tym niesławnym tekście kontaktowałaś się z redakcją „sikreta”?
Napisałam wtedy list do Waldka, że jeśli będą mnie dalej oczerniać, to wystąpię na drogę sądową. Odpisał mi chyba ich prawnik, że to nie jest oszczerstwo, tylko coś innego i takie tam bla bla. Do dziś mam gdzieś ten list.
– OK, zejdźmy już z tematu Secret Service. Przez jakiś czas pracowałaś w PC Games CD. Po kilku miesiącach zrobili cię zastępczynią redaktora naczelnego. Przyjęliście nowych ludzi, widziałem zapowiedzi zmian i nowinek i… periodyk zniknął z rynku z dnia na dzień. Co się stało?
Odgórna decyzja. JMG to było niemieckie wydawnictwo, tak jak Bauer. Wydawali w Polsce jakieś magazyny motoryzacyjne albo pisma typu “Tele Świat”. W pewnym momencie zastanawiali się, co by jeszcze dodać do portfolio, i padło na magazyn o grach. Tylko że i nakłady, i liczba czytelników w Niemczech są dużo większe niż u nas. Tam masz 2 miliony, a tu 100 tysięcy (choć to i tak by było dużo). W pewnym momencie Niemcy stwierdzili, że to jednak zbyt mały biznes. Przyjechał jakiś pan, wziął nas do gabinetu i poinformował, że klapa.
– Zaskoczyli Was tą decyzją?
Tak. Właśnie wprowadzaliśmy zmiany, ja zostałam zastępczynią redaktora naczelnego, zaczęliśmy się docierać. Kurczę, czuliśmy że może coś z tego wyjść. A tu taki cios. Na wyższym poziomie pewnie dyskutowano o tym wcześniej, ale maluczkim nic się nie mówiło. Po prostu przyjeżdżają i zwalniają, zaraz potem przychodzą ochroniarze i mówią: poczekamy, aż państwo wyjdziecie. Zostawiasz wszystko, bierzesz kartonowe pudełko i do widzenia. Auf wiedersehen.
– Od razu przeszłaś jednak z jednego wydawnictwa do drugiego, bo praktycznie nie ma odstępu od pożegnania PC Games CD i powitania Clicka! Od razu zostałaś też redaktor naczelną nowego periodyku.
Fajna historia była z tym przejściem. Jak już doszłam z tym spakowanym kartonowym pudełkiem do domu, usiadłam i dostałam depresji. I wtedy Wicik, czyli Bogdan Wiciński, obecny szef Manty, rzucił: “Idź i załóż własne pismo!”. Ja na to: “Jak to własne?”. On: “Pochodź po wydawnictwach, może ktoś będzie zainteresowany”. Podziękowałam za radę i zaczęłam kalkulować. Pomyślałam sobie: “Co mi szkodzi? Mam doświadczony zespół, dlaczego nie?”. Napisałam listy, zaczęłam dzwonić. Trzy albo cztery wydawnictwa zaprosiły mnie na rozmowę. Wśród nich był Bauer, który akurat szukał kogoś, kto by u nas zrobił pismo na wzór niemieckiego „Bravo Gry” (chodzi o Bravo Screenfun – przyp.aut). Bauer w tamtych czasach robił akcje z próbnymi numerami. Zatrudniali redakcję, ludzie siedzieli rok nad pilotażowym numerem i potem jeździło się na tzw. fokusy. Pokazywano pismo ludziom, dyskutowano i ostatecznie decydowano. Usiadłam jeszcze z dwoma osobami i grafikiem z wydawnictwa i zrobiliśmy pierwszy numer Clicka! w dwa tygodnie. Praktycznie nie śpiąc, nie jedząc i nie pijąc. OK, na pewno nie śpiąc 🙂 I pojechaliśmy na te fokusy. Bardzo szybko usłyszałam: “Dobra, spróbujmy”. I na początek wymyśliłam sobie, że będzie to dwutygodnik, zwłaszcza że ten niemiecki „Bravo Gry” też był dwutygodnikiem.
– Click! do dziś jest jedynym dwutygodnikiem w historii polskiej prasy o grach. Powiedz, czy robiąc numer co dwa tygodnie ma się jeszcze czas na prywatne życie i funkcjonowanie poza redakcją?
Jasne! Pamiętam, jak robiąc pierwszy numer studiowałam równocześnie medycynę. Od 8:00 rano do 20:00 miałam zajęcia z ginekologii. Nie można było opuszczać szpitala, lecz ja wymykałam się i jechałam z Pragi do redakcji Clicka! W nocy robiłam magazyn, a o 7:30 jechałam znowu na zajęcia. I tak przez dwa tygodnie! Ogólnie spałam wszędzie. Odbiór porodu, a ja jestem półżywa, dobrze że studentom nie kazali tego robić 😉 Kiedyś zasnęłam na jakimś wykładzie i pan wykładowca mówi “O, widzę że nieźle imprezujecie po nocach”. Kolega chciał mnie ratować i odpowiedział: “Nie, koleżanka w nocy pracuje”. Gdzie można w nocy pracować? 🙂 Ale jakoś mi się upiekło, bo mogli mnie nawet ze studiów wywalić. No i jak już zrobiłam ten pierwszy numer, to potem tym samym tempem poszedł dwutygodnik. To był koszmar. Miałam w redakcji materac i sypiałam po 3-4 godziny. Nie miałam czasu jeździć do domu.
– W redakcji nie mieli o to spanie do Ciebie pretensji?
Nie, byliśmy zgraną paczką, poza tym to nie była duża redakcja. Bauer dał nam do zrozumienia, że „no dobra, rozpoczynamy to pismo, ale dużo w was nie zainwestujemy”. Miałam więc nieduży zespół, dla którego praca w Clicku! to była bardziej misja niż zarabianie pieniędzy, bo w stosunku do nawału pracy, jaki mieliśmy, wynagrodzenia nie były jakieś rewelacyjne. Pewnego dnia Niemcy przyszli zrobić inwentarz i spisywali: tu jakaś szafeczka, tam biureczko, a tu… mój materac leży. Chodzą, patrzą i myślą, co to jest. Aż w końcu grafik problem rozwiązał, zabrał materac i wyszedł.
– Czytałem, że złodziej się kiedyś włamał do waszej redakcji. Mam nadzieję że wtedy w niej nie nocowałaś i na Ciebie nie nadepnął?
Kiedyś faktycznie przez okno wszedł złodziej. To był cud, bo ja dosłownie dzień wcześniej spałam tam na tym moim materacu. Jakby wtedy we mnie wdepnął to nie wiem, czy byśmy w tej chwili rozmawiali. Przychodzimy rano i widzimy, że nie ma komputerów. Obok była druga redakcja. Idziemy do nich z pytaniem, czy ich też okradli. “Nie!” Jak to nie? Zaglądamy pod ich stoliki i widzimy, że zniknęły im same wieże. Myśleli, że jak mieli klawiatury i myszki, to ich złodzieje nie tknęli 🙂 Ze złodziejami miałam zresztą do czynienia nie raz. Kiedyś ochroniarz ukradł nam parę handheldów, ale miał pecha, bo złapaliśmy go na kamerze. Policja, sprawa w sądzie, wyrok, cóż, bywało i tak. Współpracownicy też różni się zdarzali. Strusiami nazywaliśmy delikwentów, którzy zabierali grę do recenzji i znikali. Nie ma gry, nie ma tekstu, nie ma niczego.
– Dlaczego odeszłaś z Clicka!? Zwolnili Cię, miałaś inne propozycje pracy czy byłaś już po prostu zmęczona?
Jestem osobą multipotencjalną. Bardzo lubię się uczyć. Na przykład w czasach Animegaido, gdy zaczęły się opóźnienia w składzie, postanowiłam nauczyć się Quarka (program DTP – przyp.aut.). Mimo iż było to trudne, opanowałam go na takim poziomie, że mogłam sama robić layout. Ja po prostu chłonę wiedzę. A jak już czuję, że jestem w czymś dobra, szukam czegoś nowego. Ile tych gazet można robić!? A CD Projekt chciał mnie zatrudnić od dawna. Prowadziliśmy wcześniej rozmowy na imprezach firmowych. Oni wtedy chcieli rozwinąć dział marketingu. Mieli licencje Disney’a, a ja bardzo lubiłam Disney’a, więc…
– Więc przeszłaś do CD Projektu. Czym się różni praca w takiej firmie jak CD Projekt od pracy w korporacjach takich jak Bauer? Jest różnica w kulturze pracy?
Ogromna! Bauer to wydawnictwo pełne starszych, poważnych ludzi. Wszyscy tacy na “ą”, “ę”, panie z “Życia na gorąco” takie eleganckie itd. Wszystko było bardzo serio. A tak na marginesie, w Bauerze siedzieliśmy obok “Twojego weekendu”. Myślałam przez bardzo długi czas, że jest to pismo telewizyjne, a to była gazetka z rozbieranymi paniami 🙂 Oni drukowali te panie na naszej drukarce, więc panom kurierom zawsze wzrok na bok leciał… Wracając do wydawnictwa, nie pasowaliśmy do tego klimatu. To byli naprawdę poważni redaktorzy, a my byliśmy takie głupki, biegające i jeżdżące na krzesłach po korytarzu. Jak przyjechał pan Bauer to śmialiśmy się, że zaraz na naszych drzwiach kartkę powieszą, żebyśmy nie wychodzili. Natomiast CD Projekt to było coś takiego jak obecne startupy technologiczne. Jakbyś obejrzał film o Facebooku, to jest dokładnie to. Większy luz i wszystko się toczy wokół gier. Ludzie koncentrowali się na jednym temacie. Było dużo młodych ludzi, z reguły chłopaków (dziewczyny pracowały głównie w handlu). Patrząc na obecną wielkość firmy trudno uwierzyć, ale na początku na Marszałkowskiej były dwa pokoje i cztery osoby. Tylko że CD Projekt na przestrzeni lat bardzo się rozrósł, a jak powstał RED to już w ogóle.
– Spędziłaś szmat czasu w CD Projekcie.
Jakieś osiem lat. Pracowałam w paru miejscach. Na początku w marketingu growym, potem jako redaktor gier, robiłam też eXtra Grę. Na końcówce byłam dyrektorem zarządzającym CD Projekt Localisation Centre.
– Wróćmy do czasopism, w których pracowałaś. Porozmawiajmy o grzeszkach. Powiedz mi jak to było u Was z tym pisaniem recenzji na podstawie dem, materiałów prasowych czy beta wersji?
My nie pisaliśmy i nic więcej nie powiem 🙂
– Powiedz. Secret Service nieraz był oskarżany o to, że publikuje recenzje gier, które nigdy się nie ukazały. Byłaś w „sikrecie”, znasz prawdę.
Myślę że wszystko zależy od moralnej odpowiedzialności każdego autora. Ja mogę mówić za sobie. Nie pisałam tekstów na podstawie dem czy wersji prasowych. Pytanie też co to jest wersja prasowa. Jak opisywałam kiedyś Księcia i Tchórza, to pojechałam do siedziby firmy i grałam na miejscu w to, co było. Rzadko przychodziło do nas pudełko zapakowane w folię. Dostawało się betę i trzeba było zaufać twórcy jeśli twierdził, że w finalnej wersji niewiele się zmieni. Albo czekać na wersję pudełkową i opisać grę trzy miesiące po innych. A zmiany, cóż, zawsze mogą się zdarzyć. Jak robiłam Nemezisa w Detalionie, to pół godziny przed wydaniem kompilowaliśmy grę, bo znaleźliśmy jeszcze jakieś drobne błędy. Nie, z czystym sercem mogę stwierdzić, że nie pisałam recenzji na podstawie dem. Źle bym się z tym czuła. Kiedyś, w PC Games CD posądzono nas, że dystrybutor kupił u nas ocenę Discworlda. Akurat ja byłam autorką tekstu i gra naprawdę mi się podobała. To posądzenie było krzywdzące i bardzo je przeżyłam.
– Po długiej przerwie, w 2014 roku powróciłaś na łamy prasy drukowanej. Przez 2-3 lata pisałaś felietony do Pixela. Miałaś nawet swoją rubrykę. I nagle ciach! Z dnia na dzień znikłaś. Co było powodem?
Story of my life: Ciach! 🙂 Opcja wejścia do Pixela wyglądała tak, że na początku oni zbierali pieniądze na wielki powrót Secret Service. Mieli w tym uczestniczyć autorzy z “sekreta”, więc chciałam pomóc. A ten wielki powrót to… no dobra, pomińmy to. Potem miałam tą swoją rubrykę, ale po jakimś czasie otrzymałam od naczelnego informację, że nie cieszy się popularnością. Zrobili jakieś badania i tak wyszło. Ja nie mogłam sobie pozwolić na dłuższe teksty, pisanie recenzji czy publicystyki, bo to zajmuje dużo czasu. A ja jestem na takim etapie swojego życia, że nie interesuje mnie już hobbistyczne pisanie. Jestem osobą dorosłą, samotną, mam swoje zwierzaki i mieszkanie. Utrzymuję się ze swojej pracy podstawowej, a każde dodatkowe zajęcie nie może być pracą ot tak, dla przyjemności, dla imienia czy tak zwanej sławy. Nie w moim wieku. Przestałam pisać do Pixela, bo….
– …bo nie miałaś na to już czasu.
No tak, zwłaszcza że ja też mam swoje plany. Chcę napisać książkę, chyba od stu ją lat piszę. Pierwszy raz jak odchodziłam z CD Projektu to było właśnie dlatego, że chciałam napisać książkę. I było fajnie do momentu, kiedy pojawiło się bodaj Jade Empire – 3 tysiące stron do redakcji. No to odłożyłam na chwilę pisanie książki i weszłam w lokalizacje. Potem pojawiła się kolejna oferta, nowa praca itd. I tak 47 lat minęło, i książki nie ma 😉
– No ale kiedyś na pewno się pojawi. O czym będzie?
Jeszcze do końca nie wiem, mam kilka pomysłów. Myślę, że chyba fiction. Próbowałam pisać non fiction, ale poruszanie trudnych tematów trochę mnie przerosło psychicznie. Zobaczymy.
– Całe życie pracujesz w branży gier komputerowych, nie znudziło Ci się to wreszcie? Nie wypaliłaś się, nie chcesz powiedzieć „dość” i odejść?
Ależ odeszłam, od dawna robię wiele rzeczy niezwiązanych z branżą. Skończyłam medycynę, pracowałam przy badaniach klinicznych, cały czas piszę protokoły medyczne. Poza tym mam swoją własną działalność, jestem trenerem personalnym i konsultantem biznesowym. Naprawdę robię milion innych rzeczy.
– Rozumiem, że to wszystko pod egidą firmy Krupik, którą masz zarejestrowaną?
Tak, protokoły medyczne oraz coaching i consulting prowadzę jako firma Krupik. Ja to już wcześniej robiłam, przed pracą w Detalionie. Zrobiłam kurs, miałam swoich klientów itd. Potem jednak wszystko zostawiłam i spróbowałam sił w Detalionie. Po odejściu w grudniu 2021 powróciłam do poprzedniej działalności. I teraz staram się znowu to swoje imperium podnieść.
– Dlaczego odeszłaś z Detaliona?
Stało się chyba to, o czym wspomniałeś, że nieco się wypaliłam. Jestem strategiem, lubię pracę z ludźmi. Interesuje mnie sprawianie, że pracownicy lepiej się czują i potrafią coś razem stworzyć. Na początku masz ludzi, którzy działają oddzielnie i nagle łączysz ich w sprawny zespół. To mnie zawsze satysfakcjonowało i to świetnie zadziałało w Detalionie przy Nemezisie, gdzie pod koniec już porozumiewaliśmy się wręcz telepatycznie. Ale skończyliśmy Nemezisa, byliśmy zadowoleni i… jakby coś się skończyło. Poczułam, że muszę wrócić i wziąć się na poważnie za robienie swoich rzeczy. Nawet jeśli to będzie chatka ze słomy, to niech to będzie moje.
– Ten Twój coaching. Czy jest na to popyt na rynku? Nie narzekasz na brak klientów? Mówiąc wprost: można z tego wyżyć?
Ja nie pracuję tylko w Polsce, pracuję też z klientami zagranicznymi. Tam jest dużo większy potencjał. Weszłam na poziom coachingu, który nie jest tani, dlatego mam wielu klientów wśród ludzi prowadzących rozwinięte firmy. A jeszcze jakiś czas temu co rusz słyszałam, nawet wśród rodziny: „co to jest ten coach, to chyba oszust jakiś! Poradzić, to ja się mogę się kumpla albo przyjaciółki”. A coach tak naprawdę nie mówi ci, co masz robić. Jedynie naprowadza cię, pomaga samemu dojść do czegoś. Czasami fajnie jest jak komuś pomogę i widzę, że zdobył jakiś kontrakt, zarobił ileś tam pieniędzy itd. Widać wtedy, jak nasz obopólny wysiłek się zwraca. Reasumując: tak, da się z tego wyżyć.
– Skończyłaś studia, ale nie zostałaś lekarzem. Jaką specjalizację miałaś?
Po studiach robisz staż, żeby w ogóle mieć prawo do wykonywania zawodu, a po stażu dopiero idziesz na jakąś rezydenturę, robisz specjalizację. Ja dostałam dyplom i sruuuu… jak ten struś pędziwiatr. Natomiast na studiach prowadziłam przez rok zajęcia z immunologii i jestem autorem jednego z rozdziałów książki o immunologii. Trochę więc rozwijałam się w tym kierunku. A dlaczego nie zostałam lekarzem? Wybrałam studia medyczne, bo miałam duże problemy ze zdrowiem i ktoś mi uratował życie. Uznałam, że bycie lekarzem to jest coś… A na studiach było tak, że przez trzy pierwsze lata jest biochemia, prosektorium, anatomia i tego typu rzeczy. Dopiero na trzecim roku widzisz pierwszego pacjenta. Na praktykach przyjaźniłam się z każdym pacjentem, który zaraz miał umrzeć. A potem miałam doła. Dwa tygodnie przed ślubem wybrałam się na praktyki na onkologię dziecięcą. Masakra! Dostałam depresji klinicznej. Okazało się, że po prostu nie nadaję się psychicznie na bycie lekarzem.
– Nie żałujesz?
W życiu nie trzeba niczego żałować, a to że mam dużą wiedzę medyczną pomaga mi, jak idę do lekarza czy szpitala. Jestem niestety tzw. trudnym pacjentem. Wiem, co może zrobić specjalista, jak mi może pomóc i jak mi może nie pomóc. I wiesz, czasami jestem wręcz przerażona poziomem naszej służby zdrowia. Moja rodzina natomiast ignoruje totalnie to, że skończyłam studia medyczne. Słuchają mnie jednym uchem 😉
– To powróćmy do gier i dawnych czasów. Pod koniec lat 90. Miała miejsce słynna chryja z dystrybutorami w sprawie dołączania pełnych wersji gier do czasopism. Przez jakiś czas, na mocy obopólnego porozumienia (inni wolą mówić „ultimatum”), pisma nie dawały „pełniaków”. W końcu wyłamał się CD-Action i niebawem pełne wersje wróciły na okładki większości magazynów. Gdy patrzę na Twój dorobek to nie widzę, żeby periodyki, które tworzyłaś lub prowadziłaś, kusiły graczy „pełniakami”. Czy to przypadek, czy przemyślana decyzja? Czy uważasz, że pełne wersje był to dobry pomysł czy raczej coś, co szkodziło legalnej dystrybucji i psuło rynek?
Nie wiem czy psuło. Jeśli coś działa i nie jest niezgodne z prawem to dlaczego tego nie stosować? Rzeczywiście, my wtedy nie mieliśmy takiej koncepcji. Jak byłam w Secret Service, to wtedy CD-Action zaczęło dodawać te płyty. U nas Martinez załatwiał gry i nie było takiego podejścia, żeby dawać je na okładkę. Natomiast moje najlepsze dwa, trzy numery Clicka! to były wtedy, gdy dawaliśmy naklejki Pokemonów. Pamiętam, że mój szef z Bauera nie był przekonany, gdy mu mówiłam, żeby dać naklejki. Ale ja byłam zafascynowana Pokemonami i postawiłam na swoim, a potem dzwonił do mnie ze środka jeziora i mówił: Aleksandra, świetnie się sprzedało! Mieliśmy również super branie, jak dawaliśmy płytę z mebelkami i innymi dodatkami do Simsów. Natomiast z pełnymi wersjami to trzeba by było sprawdzić, jak to pomagało w sprzedaży. Pewnie pomagało.
– Oczywiście, że pomagało. Jednak dystrybutorzy narzekali, że ten proceder zabiera im klientelę. No bo po co u nich kupować, skoro można kupić tanio czasopismo z pełną wersją, w wielu przypadkach z bardzo dobrą grą. Niektórym redakcjom też się to zresztą nie podobało. Wysłuchałem opinię Piotra Pieńkowskiego, bardzo negatywnie nastawionego do „pełniaków” z gazet. Twierdził, że kupowanie po taniości sprawia, że ludzie czują przesyt i przestają szanować gry. A Ty jak uważasz?
Jeżeli gra była dołączana do czasopisma to pewnie wydawnictwo płaciło zachodniemu dystrybutorowi za per sztukę albo royalties (tantiemy – przyp.aut.), więc wszystko było w zgodzie z prawem. A wracając do naszego poletka, nie wiem czy pamiętasz, jak to było na początku z eXtra Grą. CD-Projekt wykonał nagle ruch i zaczął wydawać gry taniej i po polsku. Wtedy też usłyszeliśmy: O Jezu, to psuje rynek! Ale jeśli da się wydawać gry taniej i jeszcze spolszczone, to może trzeba się dostosować i uznać, że teraz ludzie właśnie takie gry chcą kupować.
– Pytanie, czy kupowanie eXtra Gry nie rzutowało na sprzedaż tzw. poważnych tytułów. Pracowałaś w CD-Projekcie, nie robiliście jakichś badań na temat wpływu tanich gier na sprzedaż drogich?
Moim zdaniem nie rzutowało. Są ludzie którzy i tak kupią pirata lub spiracą, nawet jeżeli gra będzie za złotówkę. Są też tacy co się skuszą i na tanią, i na droższą grę. Wiesz, są torebki Channel i są tańsze torebki. I jedne, i drugie się sprzedają. Co z tego, że Epic daje gry za darmo. Jeśli chcesz zagrać w długo oczekiwaną nowość, nie będziesz czekać rok czy dwa. Ja mam takie tytuły, na które czekam aż stanieją, np. na konsole, ale są też takie, które chcę mieć od razu. Co do krytyki tanich gier to wydaje mi się, że bardziej wynikała z poczucia zagrożenia, tego że ktoś wprowadzi tani produkt i „o Boże, zabierze mi klientelę!”. Ale trzeba umieć dopasować się do nowego systemu. Zobacz, co się stało z eXtra Grą. Najpierw był krzyk, a potem wielu zrobiło to samo, bo zobaczyli, że to jest droga do sprzedaży w Polsce. Bo Polska była krajem, w którym sprzedawało się mizernie i żaden z dystrybutorów nie chciał specjalnie się tu angażować.
– Istotnie, „podróbek” eXtra Gry powstało w sumie siedem czy osiem tytułów.
Dokładnie, choć w ogóle gry staniały. W tych kioskowych pismach szło się na liczbę sprzedanych kopii, dzięki czemu było taniej niż w sklepach. Wiesz, jak zaczynałam pracę w CD Projekcie, to były też gry Disneya na PC za 250 złotych! I potem dziwić się że ludzie piracą, choć to zupełnie inny temat. A tutaj dało się to zrobić taniej, z polskimi gwiazdami, w fajnym wydaniu itd. I z eXtra Grą poszliśmy właśnie w tym kierunku.
– Jesteś prawie całe swoje całe życie w branży gier. Czy jesteś osobą popularną? Czy rozpoznają cię ludzie na ulicy i mówią “O kurde, przecież to jest Krupik z Secret Service i Clicka!„. Czy miałaś takie sytuacje? Bo część redaktorów, z którymi rozmawiałem powiedziało “tak”, jednak większość mówi “nie”. A jak jest z Tobą?
Moi narzeczeni i partnerzy, oprócz Andrzeja, to najpierw czytali moje teksty zanim się poznaliśmy 🙂 Ja mam swoją działalność pod nazwą “Krupik”, więc zdarzało mi się brać fakturę i wtedy padało pytanie “czy Pani jest tym Krupikiem?” Zazwyczaj przyznaję się i jestem z tego dumna, przecież to nie jest branża porno. Zdarzali się też ludzie, którzy mnie czytali, widzieliśmy się potem na jakiś zlotach i potem nawet paru takim młodym chłopcom mentorowałam (choć to może za słabo powiedziane). Ostatnio jest gorzej, bo mało z domu wychodzę. Mam psa, który ma bardzo duże problemy z moim wychodzeniem, ma lęk separacyjny. Więc jak siedzę w domu to o popularność trudno 🙂
– Powiedz, dlaczego pozamykałaś swoje profile społecznościowe? Jak siedzi się w domu, to takie social media są raczej remedium na izolację. A u Ciebie jest na odwrót, dlaczego?
Dlatego, że poza biznesem ja w ogóle nie rozumiem koncepcji mediów społecznościowych. Zakładanie profilu, żeby pokazywać fałszywe zdjęcia? Moja koleżanka przyjechała do mnie kiedyś i robiła sobie zdjęcia na kanapie z moim pieskami. Dwie godziny! Mam znajomych w moim wieku, którzy patrzą na profile innych i mówią: Ci to są cały czas na wakacjach. Ale to nieprawda! Ja patrzę na to wszystko i widzę fałsz. Nie potrzebuję tego. Jeśli moi znajomi chcą się dowiedzieć, co u mnie słychać, niech zadzwonią. Zauważyłam, że część osób, z którymi mam kontakt, przychodzi do pracy, odpala komputer, kawka i bla bla na Messengerze. Ja jak odpalam komputer, to albo się uczę czegoś nowego, albo robię coś konkretnego. I nie mam takiego poczucia, że się nudzę. Mam książki, mam psy, mam znajomych w życiu rzeczywistym i nie potrzebuję udawać kogoś, kim nie jestem. Do niedawna byłam prezesem spółki giełdowej. Jakbym się chciała tak lansować, to bym mogła. Ale wiesz, to jest dla mnie takie fałszywe.
– Widziałem dwa wideo wywiady na temat giełdy, jakich udzielałaś poważnym mediom. Zachowywałaś się zupełnie inaczej niż w czasie rozmowy ze mną. To nie był lans?
Nie. Jeśli udzielam wywiadów jako pani prezes to musi być szminka, makijaż i określone zachowanie. Wiadomo, reprezentujesz firmę giełdową, a ona ma udziałowców. Musisz się zachowywać w określony sposób. Choć muszę Ci się przyznać, że nieraz męczyło mnie to robienie szopki dla ludzi, którzy nie znają się na grach, a chcą zainwestować w akcje. Ja się znam na grach, umiem je robić i potrafię kierować zespołem. To są rzeczy, które lubię, a te wszystkie giełdowe rzeczy, te wszystkie dokumenty, ci prawnicy… Nuda! Poza tym wszystko musi być idealnie, bo jak zrobisz błąd to zaraz komisja. To mnie wykańczało.
– Na Twoim koncie na Instagramie widziałem Cię z trójką psów. Wszystkie są Twoje? Lubisz psy? Bo ja mam kota.
Nie lubię kotów 😉 Nie no, lubię koty. I w ogóle zwierzęta. Jak się rozstałam z moim eks 8 lat temu, to znajomi się śmiali, że jestem jak w “rolnik szuka żony”, bo zostałam ze starym psem, dwoma królikami i akwarium morskim. Niestety, sunia była już bardzo wiekowa, chora i musiałam ją uśpić. Postanowiłam wtedy przygarnąć psa i trafiłam na Lokiego. To pies po przeżyciach, porzucili go i przesiedział miesiąc na stacji benzynowej. Ma lęk separacyjny, tak że jak wychodzę z domu to dostaje szału, wali, obija się o drzwi. Dostawał leki, nie pomogło. Wymyśliłam więc sobie, że wezmę drugiego psa, dla towarzystwa. Troszkę starszego, poważniejszego. Zgłosiłam się jako dom tymczasowy i… dostałam dwa szczeniaki, suczki. I teraz mam trzy psy. Suczki są złośliwe, małe, wredne i… kochane! Tak, ja to kocham chyba bardziej zwierzęta od ludzi. Pies to jest taka istota że możesz go kopać, a on pozostanie wierny. Więc w ogóle nie rozumiem tego, że można być złym dla zwierząt. Koleżanki się śmieją, że na starość będę Violettą Villas 🙂
– Akwarium morskie wciąż masz?
Nie mam już, oddałam memu ex. Upierdliwe to było. Po pierwsze wodę trzeba było przywozić, wymieniać. Po drugie utrzymanie dużo kosztuje – rybka tyle, koral tyle itd. Poza tym wszystko tam jest żywe, a że ja się przywiązuję do każdej istoty, rozpaczałam za każdym ukwiałem. Całość wygląda bardzo ładnie, ale naprawdę trzeba o to dbać.
– To teraz z innej beczki. Od wielu już lat organizowane jest Pixel Heaven. Twoi znajomi tam jeżdżą, a Ciebie tam nie widuję. Dlaczego?
Bo po pierwsze: jestem słaba w promowaniu samej siebie, myślę że moja praca powinna mówić za mnie niż ja pokazująca się. A po drugie: mamy Covid, a ja biorę leki obniżające odporność i w związku z tym staram się nie dać zabić. Dotąd nie chorowałam, ale bardzo się chronię, praktycznie mam bardzo ograniczony kontakt ze światem. W pewnym sensie jest to fajne, bo moim ideałem zawsze była gra albo książka.
– Nie jeździsz na Pixel Heaven ale zapewne wiesz, że co roku z okazji targów wydawane są wydania specjalne starych kultowych czasopism. Był już Bajtek, Top Secret, Świat Gier Komputerowych, Reset i Commodore & Amiga. W związku z tym mam pytanie: gdyby zwrócono się do Ciebie w kwestii zrobienia okolicznościowego numeru Clicka!, zgodziłabyś się?
Odpowiem brutalnie: to zależy za ile.
– Czyli byłoby to możliwe, ale nie za darmo?
Dokładnie tak. Ja robię w życiu całkiem dużo rzeczy za darmo, ale to są rzeczy które robię charytatywnie po to, żeby komuś pomóc. Ale jeżeli ktoś to potem sprzedaje i zarabia na tym pieniądze to nie uważam, żeby ludzie tworzący takie pismo pracowali za darmo albo pół darmo. Bo to jest biznes.
– Na koniec mocno osobiste pytanie, na które akurat Ty na pewno znasz odpowiedź. Wielu graczy marzy o tym, by spotkać drugą połówkę o takich samych zainteresowaniach. Nie trzeba się kryć z graniem, można wspólnie spędzać czas przed komputerem, a nawet, jak się uda, razem pracować w branży. Tobie się to przytrafiło. Przez wiele lat miałaś partnera życiowego z branży gier. Czy to naprawdę jest taka sielanka, dzielić hobby z drugą połówką?
Mam męża? Nie mam! 😉 a tak na poważnie, nawet jeśli masz partnera, który akceptuje twoje pasje, to i tak trzeba mieć pewien umiar. Bo jak mąż spędza całą noc grając w grę, a nie przychodzi do łóżka, a jak pewnie się domyślasz w łóżku można robić różne fajne rzeczy, to nawet osoba, która rozumie tą pasję, w pewnym momencie może powiedzieć: STOP! Związek nie składa się tylko z grania, to tylko dodatek do wspólnego życia. Z drugiej strony nie rozumiem tego jak ktoś mówi, żeby nie grać w gry, bo to dziecinada. Kurcze, ktoś może zbierać papierowe opakowania po pastach i to też jest OK. Jeśli akceptujesz kogoś, to akceptujesz go ze swoimi pasjami.
Zapach Papieru, 22 kwiecień 2022
PYTANIE BONUSOWE
– Co sądzisz o Zapachu Papieru? Odpowiedź może być krytyczna, byleby szczera 😉
Fajna strona. Znam ją, czytałam ją już wcześniej i szpiegowałam, co u kolegów słychać 😉 Bardzo mi się podoba, ale pamiętaj że ja nie do końca jestem obiektywna. Wiesz, jak to jest z tym retro. Nie gramy przecież w gry retro dlatego, że są świetne. To po prostu powrót do fajnych czasów i wspomnień, kiedy byliśmy młodzi i wszystko było możliwe.
Aleksandra Cwalina
1996
- Bad Day on the Midway (recenzja, Secret Service nr 40 – 11/1996)
1997
- 9 (recenzja, Secret Service nr 47 – 6/1997)
- Ace Ventura (recenzja, Secret Service nr 48 – 7-8/1997)
- Animal (recenzja, Secret Service nr 49 – 9/1997)
- Buccaneer (recenzja, Secret Service nr 52 – 12/1997)
- Constructor (recenzja, Secret Service nr 51 – 11/1997)
- Creatures (recenzja, Secret Service nr 45 – 4/1997)
- Deus (recenzja /współautorka/, Secret Service nr 45 – 4/1997)
- Dog Day (recenzja, Secret Service nr 49 – 9/1997)
- Dungeon Keeper cz.2 (recenzja/poradnik, Secret Service nr 49 – 9/1997)
- Faery Tale Adventure II: Halls of the Dead (poradnik, Secret Service nr 49 – 9/1997)
- Harvester cz.1 (opis /współautorka/, Secret Service nr 42 – 1/1997)
- Harvester cz.2 (opis /współautorka/, Secret Service nr 43 – 2/1997)
- Hercules (recenzja, Secret Service nr 52 – 12/1997)
- Heroes of Might & Magic II (recenzja/poradnik, Secret Service nr 48 – 7-8/1997)
- Heroes of Might & Magic II: Price of Loyalty (poradnik, Secret Service nr 50 – 10/1997)
- Krupik On the Road (publicystyka, Secret Service nr 52 – 12/1997)
- Orion Burger (recenzja /współautorka/, Secret Service nr 45 – 4/1997)
- Podwójne kłopoty Buda Tuckera (solucja, Secret Service nr 48 – 7-8/1997)
- Simpsons, the: Virtual Springfield (recenzja, Secret Service nr 51 – 11/1997)
- Star Trek: Generations (recenzja, Secret Service nr 50 – 10/1997)
- Theme Hospital (recenzja, Secret Service nr 46 – 5/1997)
- Time Lapse: Ancient Civilizations (recenzja, Secret Service nr 47 – 6/1997)
- Toonstruck cz.1 (opis /współautorka/, Secret Service nr 43 – 2/1997)
- Toonstruck cz.2 (opis /współautorka/, Secret Service nr 44 – 3/1997)
- Voodoo Kid (solucja, Secret Service nr 50 – 10/1997)
- Wages of War (recenzja, Secret Service nr 46 – 5/1997)
- Your Computer Petz (recenzja, Secret Service nr 51 – 11/1997)
1998
- Addiction Pinball (recenzja, Secret Service nr 56 – 4/1998)
- Agent Armstrong (recenzja, Secret Service nr 55 – 3/1998)
- Baldur’s Gate (opis bety, Secret Service nr 61 – 10/1998)
- Balls of Steel (recenzja, Secret Service nr 54 – 2/1998)
- Black Dahlia (recenzja, Secret Service nr 55 – 3/1998)
- Creatures: Life Kit #1 (recenzja, Secret Service nr 54 – 2/1998)
- Creatures 2 (recenzja, Secret Service nr 61 – 10/1998)
- Czarne okulary (felieton, Secret Service nr 54 – 2/1998)
- Dementia (recenzja, Secret Service nr 54 – 2/1998)
- Duckman (recenzja, Secret Service nr 55 – 3/1998)
- Dungeon Keeper: The Deeper Dungeons (recenzja, Secret Service nr 53 – 1/1998)
- ECTS 98 (relacja /współautorka/, Secret Service nr 61 – 10/1998)
- Egypt (recenzja, Secret Service nr 54 – 2/1998)
- Jack Orlando (recenzja, Secret Service nr 53 – 1/1998)
- Jack Orlando (opis przejścia, Secret Service nr 56 – 4/1998)
- Komputerowa edukacja dla najmłodszych (artykuł, Secret Service nr 57 – 5/1998)
- Królowa Śniegu (opis CD, Secret Service nr 55 – 3/1998)
- Książę i tchórz (recenzja, Secret Service nr 54 – 2/1998)
- Książę i tchórz (opis przejścia cz.1, Secret Service nr 56 – 4/1998)
- Książę i tchórz (opis przejścia cz.2, Secret Service nr 57 – 5/1998)
- Książę i tchórz (wywiad, Secret Service nr 57 – 5/1998)
- Łagodna Rewolucja Październikowa (KGB News, Secret Service nr 61 – 10/1998)
- Mały Samuraj (opis programu, Secret Service nr 61 – 10/1998)
- Monty Python’s The Meaning of Life (recenzja, Secret Service nr 55 – 3/1998)
- Mortal Szkoła 4… begins (KGB News, Secret Service nr 60 – 9/1998)
- Pilgrim (recenzja, Secret Service nr 54 – 2/1998)
- Prawo jazdy ’98 (opis programu, Secret Service nr 60 – 9/1998)
- Reah (recenzja, Secret Service nr 57 – 5/1998)
- Revenge of Arcade (recenzja, Secret Service nr 60 – 9/1998)
- Sanitarium (recenzja, Secret Service nr 58 – 6/1998)
- Seven Kingdoms (recenzja, Secret Service nr 53 – 1/1998)
- Seven Kingdoms: Ancient Adversaries (recenzja, Secret Service nr 59 – 7-8/1998)
- Shanghai Dynasty (recenzja, Secret Service nr 55 – 3/1998)
- Smok Anatol i Tajemniczy Zamek (opis CD, Secret Service nr 55 – 3/1998)
- Space Bar (recenzja, Secret Service nr 54 – 2/1998)
- Star Trek: Starfleet Academy (recenzja, Secret Service nr 53 – 1/1998)
- Star Trek Pinball (recenzja, Secret Service nr 56 – 4/1998)
- Starship Titanic (recenzja, Secret Service nr 58 – 6/1998)
- Temüjin (recenzja, Secret Service nr 54 – 2/1998)
- Tex Murphy: Overseer (recenzja, Secret Service nr 56 – 4/1998)
- Ultima Online (recenzja, Secret Service nr 53 – 1/1998)
- Wyspa 7 skarbów (recenzja, Secret Service nr 57 – 5/1998)
- Zagadki lwa Leona (recenzja, Secret Service nr 57 – 5/1998)
- Zombieville (recenzja, Secret Service nr 55 – 3/1998)
- Zork: Grand Inquisitor (opis przejścia, Secret Service nr 54 – 2/1998)